Get Adobe Flash player

Liczniki dla stron


 FORUM 

De Montespan



De Montespan - kobieta z piekła rodem

 

Markiza de Montespan


         Była piękna, inteligentna i dowcipna. By zdobyć serce króla Ludwika XIV, zwanego królem Słońce, sięgnęła po czarną magię! Zdobyła go na tyle skutecznie, że doczekała się z nim siedmiorga dzieci.

Jak uwieść króla?

         Francoise Athenais de Mortemart-Rochechouart wychowywała się na królewskim dworze. Ojciec był szambelanem, a matka dwórką królowej. Francoise również od wczesnej młodości pełniła obowiązki damy dworu. Nic w tym dziwnego – była wyjątkowo piękna, miała nieskazitelnie jasną cerę, blond włosy i nienaganną figurę. Poza tym charakteryzowała ją inteligencja, dowcip i pełnia życia. Dworskie życie było jej żywiołem. Nie przeszkadzała jej jego duchowa płytkość, ostentacyjna pompa i ceremoniał.

         W 1663 roku, dwudziestodwuletnia Francoise wyszła za mąż za markiza de Montespan, co zakończyło jej karierę dworską. Młodszy o rok od żony markiz miał urodę południowca i taki sam charakter: był porywczy, odważny i waleczny, a jednocześnie drażliwy i uparty. Wkrótce również okazało się, że markiz jest nałogowym hazardzistą.

         Para doczekała się córeczki Marie-Christine, ale Francoise brakowało matczynych uczyć. Stawała się też coraz bardziej sfrustrowana małżeństwem. Jej ambicją był powrót na królewski dwór. W 1664 roku dopięła swego, została jedną z sześciu dames d’honneurs (dam dworu) królowej Marii Teresy, żony Ludwika XIV.  Przeciętnej urody i niezbyt mądra królowa, uważała swoją dwórkę za uosobienie cnoty i niewinności. Nie zdawała sobie zupełnie sprawy z planów Francoise. A planem było uwiedzenie króla i zajęcie w jego sercu miejsca obecnej kochanki, pięknej, ale nudnawej Louise le Blanc, matki trojga jego dzieci.

         Francoise za wszelką cenę starała się przyciągnąć uwagę niewysokiego (165 cm wzrostu), ale przystojnego i inteligentnego monarchy. Niestety, jej uporczywe zabiegi nie przynosiły żadnego skutku - Ludwik XIV nie znosił, gdy na niego polowano. Sprytna Francoise postanowiła zmienić strategię. Zgodnie z logiką: „Bliżej faworyty to i bliżej króla”  zaplanowała zaprzyjaźnić się z nic niepodejrzewającą kochanką monarchy. Szybko wcieliła plan w życie. Po krótkim czasie de la Valliere poprosiłaby Francoise zamieszkała w jej apartamentach. Nie mogło być już lepszej sposobności by być bliżej króla. Niedługo po tym dało się zauważyć, że obecność Francoise wpływała na Ludwika relaksująco. Królowi wyraźnie odpowiadało towarzystwo dowcipnej i inteligentnej kobiety. Ale Francoise przyjazna konwersacja nie wystarczała i nie gwarantowała zdobycia królewskiego serca. Postanowiła sięgnąć po mocniejsze środki. Po magię.

Pomocne czary

         Zdeterminowana udała się do znanej w kołach arystokracji la Voisin, czarodziejskiej ekspertki od kłopotów miłosnych i małżeńskich. Dla poszukujących pocieszenia klientów, la Voisin sporządzała mikstury, zaklęcia, amulety, maści i napoje miłosne. Wtajemniczeni wiedzieli, że kobieta zajmuje się również bardziej mrocznymi sprawami: ma powiązania z paryskim światkiem przestępczym, za odpowiednią cenę przeprowadza aborcje i odprawia czarne msze.

         Zdaje się, że w przypadku Francoise zaklęcia zostały dobrze odczynione, ponieważ król nagle bardziej się nią zainteresował. W 1667 roku nastąpiło to, na co długo czekała – król uczynił ją swoją nieoficjalną kochanką. Związek był dziki i namiętny, przez co trudny do utrzymania w tajemnicy. W wyjaśnienia króla, tłumaczącego, że na całe noce zatrzymują go sprawy państwa i setki dokumentów, wierzyła jedynie jego żona Maria Teresa. Rok później, dwudziestosześcioletnia markiza de Montespan była już maitresse en titre – oficjalną kochanką. Gdy dowiedział się o tym jej mąż, markiz de Montespan, zawrzał od gniewu, co było wyjątkiem w tamtych czasach, gdyż większość mężów godziła się z koleją rzeczy, wiedząc, że będzie im to sowicie wynagrodzone. Cieszył się za to ojciec Montespana: „Koniec zmartwień o niespłacone długi, synu. Francoise już się o to zatroszczy”.

         Tymczasem miłość między Ludwikiem XIV, a Montespan kwitła w najlepsze. W 1668 roku kochanka urodziła pierwsze z siedmiorga ich wspólnych dzieci (cztery córki, trzech snów), praktycznie każdego następnego roku przychodziło na świat kolejne. Do wychowania i nauczania potomstwa para wynajęła panią Francois de Sevigne – inteligentną i pobożną damę w średnim wieku. Ludwik XIV i de Montespan byli zadowoleni z postępów w nauce i dyscypliny, z jaką były wychowywane ich pociechy. Między innymi za to de Montespan szybko guwernantkę polubiła, nie przypuszczała jednak wtedy, że pewnego dnia ta kobieta ją zniszczy.

         Sytuacja na królewskim dworze oczywiście wyprowadzała z równowagi i złościła Marię Teresę, która wykrzykiwała często: „Ta kurwa będzie moją zgubą”. Elizabeth Charlotte, żona Filipa Orleańskiego, brata Ludwika XIV również jej nie tolerowała i przy każdej okazji próbowała ją poniżyć. Apogeum impertynencji było noszenie w miejscach publicznych śmiesznych peruk przypominających sposób upinania peruk przez Francoise. Ta odpłacała się ciętymi ripostami: „Pani, udało ci się porzucić własną religię, by poślubić francuskiego księcia. Szkoda, że nie porzuciłaś równocześnie swej grubej, palatyńskiej wulgarności”.

         Trzeba przyznać, że Ludwik nie miał łatwej sytuacji – z jednej strony żona królowa, z drugiej kochanka, która niewybrednym językiem próbowała wymusić publiczne potwierdzenie jej pozycji. Monarcha znosił wszystko ze stoickim spokojem.

          Na początku lat 70-tych XVII wieku Francoise zaczęła marzyć o zostaniu żoną morganatyczną. Miała powody by snuć takie plany, gdyż bezsprzecznie była faworyzowana. Jej apartament był dwukrotnie większy od apartamentu królowej, a w czasie publicznych parad, Ludwik XIV jechał obok kochanki, podczas gdy Maria Teresa podążała za nimi w swoim powozie. Kochanka była obsypywana klejnotami, gdy te okazywały się zbyt błahe, monarcha dorzucał posiadłości. Jedną z nich, pałac Hotel de Venus – kosztującą trzy miliony lirów, budowało przez dziesięć lat 1200 robotników!

         Sama de Montespan była przekonana, że rolę żony wypełniłaby z godnością, dzięki znakomitym manierom, stylowi, powabowi, osobowości i doskonałemu wyczuciu chwili. Tymczasem lata biegły, król rozkoszował się swoim słodkim potomstwem i stawał się coraz bardziej przywiązany do… guwernantki swoich dzieci. Nie wiedział o determinacji opiekunki, próbującej skierować jego uwagę ku Bogu i sprawić, że król zacznie żałować za swe rozwiązłe życie. Zacieśnianie stosunków nie umknęło uwadze Francoise: „Zauważam ze strony króla stopniowo powiększającą się sympatię dla guwernantki, a równocześnie zaniedbania w stosunku do mnie, oziębłość, schłodzenie stosunków…”Francoise robiła co mogła, by powstrzymać ten proces, m.in. wylewała na siebie litry perfum.

         Efekt był odwrotny do zamierzonego, bowiem król nie znosił przesady. Rozluźnienie więzi nie oznaczało spadku libido króla. Jak dawniej monarcha uprzyjemniał sobie czas rozlicznymi kilkudniowymi miłostkami, lecz zawsze wracał do Francoise.

         Odrodzenie namiętności między parą rozłościło z kolei guwernantkę, pragnącą zawładnąć duszą króla. Tak jak wcześniej de Montespan użyła czarów, tak teraz ona użyła swych rozległych znajomości wśród hierarchów Kościoła. Poprosiła błyskotliwego jezuickiego teologa Louisa Bourdaloue’a i natchnionego kaznodzieję biskupa Bossuete’a by swe kazania i modlitwy zaadresowali do Ludwika XIV.  W konsekwencji, tuż przed Wielkanocą 1675 roku francuski monarcha oddalił de Montespan i podążył do Kościoła przyjąć święty sakrament.

         Reakcja de Montespan była natychmiastowa. Kobieta udała się, jak kilka lat wcześniej, do la Voisin, która za sporą sumę pieniędzy rzuciła na króla garść uroków. Czary przysporzyły Ludwikowi powracających zawrotów głowy. Dla króla jedynym lekarstwem była de Montespan, z którą zaszył się w jednej z komnat i oddawał uciechom ciała. Owocem odnowionej namiętności było siódme ich dziecko, urodzone w 1678 roku.

         Miłości wystarczyło na krótko, bo uwagę króla rozgrzała do nieprzytomności nowa dwórka. Marie-Angelique de Scorailles była młodszą wersją jasnowłosej i błękitnookiej La Valliere i jeszcze mniej rozgarniętą. Ludwik znając wybuchowy charakter Francoise starał się utrzymywać  ten związek w tajemnicy. Ale wszystko wydało się, gdy nowa faworyta została wyniesiona do godności księżnej de Fontanges. De Montespan, będąca jedynie markizą, wpadła w prawdziwą wściekłość. Postanowiła ostatecznie rozprawić się z królem i jego młodą kochanką trując ich oboje. W tym celu ponownie udała się do La Voisin – znawczyni chiromancji i czarnych mszy odprawianych na brzuchach młodych dziewcząt. Praktyki czarownicy znane były szeroko w  kręgach paryskiej arystokracji, wkrótce dowiedział się o nich również Ludwik XIV.

         Król-Słońce powołał specjalny trybunał śledczy, który ujawnił istnienie stowarzyszenia czarownic. Przy okazji oskarżono la Voisin o pomoc w 2000 aborcji i o pozbycie się ponad 2500 niechcianych noworodków. Faktycznie, zwłoki wielu dzieci zostały pochowane w ogrodzie la Voisin, natomiast w piecu odkryto zwęglone kości niemowląt. Dowody były na tyle mocne, że La Voisin i współdziałające z nią wiedźmy spalono żywcem, uprzednio poddając przeraźliwym torturom.

         Jeszcze wtedy nie wiązano tych praktyk z panią de Montespan, ale wkrótce prawda miała wyjść na jaw. Zamieszany w proceder ojciec Mariette wyjawił, że kilka dam dworu szukało nadnaturalnych pomocy, by pozbyć się La Valliere. Wśród nich była de Montespan.

         Rewelacje potwierdził ojciec Guibourg, również zaangażowany w magiczne rytuały. Jeden z nich napisał: „Markiza zdjęła odzienie i całkiem naga legła na ołtarzu, przykrytym uprzednio przeze mnie czarną tkaniną. (…) Zgodnie z wymaganiem rytuału zająłem miejsce między jej nogami. (…) Wtedy pomodliłem się do Astarotha i Rogatego Bóstwa. Nagie niemowlę uniesiono wysoko nad panią de Montespan i poświęcono Astarothowi. Jego gardło zostało przecięte, a krwi pozwolono spłynąć do kielicha. Została wtedy zmieszana z mąką, niezbędną do uformowania hostii. Podczas ceremonii całowałem ciało markizy i nad jej genitaliami dokonałem uświęcenia hostii, którą następnie włożyłem do waginy markizy, po czym odbyliśmy z nią stosunek płciowy. Później nasze genitalia zostały pomazane krwią z kielicha. Pani markiza otrzymała niewielki flakonik owej krwi, którą miała dodać do pożywienia i napitku króla”.

         Powiadano, że Montespan kilkakrotnie brała udział w tych strasznych rytuałach. Wykorzystywane w nich ciała dzieci zwykle palono, niekiedy serca i wnętrzności wykorzystywano do produkcji miłosnych eliksirów.

         Na ironię zakrawa fakt, że markizę nie spotkała żadna kara. Tłumaczyć to można jedynie strachem króla przed ośmieszeniem się w przypadku ujawnienia, że jego oficjalna kochanka przez ponad dziesięć lat karmiła go eliksirami, odprawiała świętokradcze praktyki i próbowała go otruć. Król pozwolił pozostać jej w swych apartamentach, ale skrócił swoje wizyty.

         O aferze trucicielskiej było głośno przez kilka miesięcy, ale dwór i tak żył własnym życiem. Romans króla z la Fontanges trwał niecały rok, po upływie, którego król umieścił ją w klasztorze. Cała satanistyczna afera ostudziła miłosny zapał de Montespan i zwróciła ją ku hazardowi. Jej ulubioną grą był basset. Nierzadko podczas urządzanych w apartamentach sesji markiza traciła jednego wieczoru 100 tysięcy ecus, przy jednej okazji przegrała aż 4 miliony lirów.

         W 1683 roku umarła Maria Teresa, smutek Ludwika był krótkotrwały, ale szczery. Odkrył teraz, że jest szczerze zakochany w pani de Maintenon, guwernantce swoich dzieci. Ludwik zamierzał uczynić ją swoją kochanką, ale sprytna kobieta celowała znacznie wyżej. Chciała zostać morganatyczną żoną największego władcy w Europie. Dopięła swego. Ich ślub odbył się między wrześniem 1683, a styczniem 1684 roku. Dwór przyjął decyzję króla z przerażeniem, chociaż nikt nie kwestionował zalet charakteru królewskiej wybranki.

         Naturalnie powtórne małżeństwo Ludwika ochłodziło stosunki z panią de Montespan, której pozwolono pozostać na dworze, chociaż w gorszych apartamentach, jeszcze przez dziesięć lat.

         Szczególnie dotkliwe było dla niej wykluczenie z oficjalnych, licznych wycieczek i uroczystości. Pozbawiona wpływów, ale wciąż pełna żywego dowcipu i humoru obracała się nadal wśród najwyższych warstw dworskiej socjety. Wiadomość od króla brzmiała: „Zdetronizowana faworyta ma opuścić dwór i Wersal”.

         Ostatnie spotkanie z Ludwikiem XIV nie należało do przyjemnych. Wybuchowa z natury de Montespan krzyczała i obrażała dawnego kochanka, Ludwik odparł tylko: „Pani zrobiłem wszystko, by uczynić cię szczęśliwą, a ty znajdujesz upodobanie w czynieniu mnie najnieszczęśliwszym z ludzi. Przez wiele lat znosiłem twoje narzekanie i kaprysy wszelkiego rodzaju”.

         De Montespan opuściła Wersal w 1691 roku, mając 50 lat. Przez pewien czas jeździła między opactwem w Fontevrault, gdzie była gościem swojej ukochanej siostry, a Wersalem, by zobaczyć się z córkami, ale nigdzie nie potrafiła zagrzać miejsca na dłużej. Ostatecznie schroniła się w klasztorze Świętego Józefa, który kiedyś zbudowała i przeznaczyła na schronienie dla osieroconych dziewczynek. Została nawet wybrana na świecką matkę przełożoną. W ostatnich latach życia bardzo zbliżyła się do Boga i starała się odpokutować swe rozpustne życie. Biografowie piszą, że nosiła sztywną włosiennicę zamiast koszuli i spała między szorstkimi prześcieradłami, wkładała metalowy gorset ze skierowanymi do wewnątrz ostrymi wypustkami. Spory majątek de Montespan rozdano licznym instytucjom charytatywnym, którym patronowała. Dwa ostatnie lata życia spędziła na umartwianiu się w nadziei, że osiągnie spokój duszy, który nigdy nie nadszedł.

         W maju 1707 roku, będąc w uzdrowisku de Montespan zemdlała, a chwilę potem nie żyła.  Ludwik XIV był nieporuszony jej śmiercią, powiedział nawet: „Nie potrafię opłakiwać kogoś, kto od kilku lat jest dla mnie martwy.”  Płakały po niej jedynie córki.