Get Adobe Flash player

Liczniki dla stron


 FORUM 

Witch - Hunt


  

                        

POLOWANIE NA CZAROWNICE


    Nagonka na czarownice rozpoczęła się na początku XIII wieku w południowej części Francji. Żyła tam wspólnota Albigensów, która nie uznawała katolicyzmu. Owa wspólnota nie uważała Kościoła za najwyższy autorytet w sprawach religijnych. Zdaniem jej członków nie istniało coś takiego jak piekło po śmierci, gdyż karę za grzechy stanowiły kłopoty i troski związane z życiem doczesnym. Panujący wówczas papież, zarządził krucjatę przeciw francuskim odstępcom od zasad, które głosił Kościół. Karą za nieuznawanie nauk Kościoła miała być śmierć buntowników na stosach. Wydarzenia związane ze wspólnotą Albigensów, stały się pretekstem do powołania do życia świętej inkwizycji. Miała ona karać śmiercią za herezję. Po Albigensach pojawiło się jeszcze wiele zbuntowanych wspólnot. Inkwizycja rosła w siłę i z czasem zaczęła podlegać jedynie papieżowi. Kolejne wspólnoty buntowników działały już niejawnie. Urzędnicy kościelni zaczęli wtedy stosować tortury, by uzyskać zeznania o tym, gdzie znajdują się i działają poszczególne sekty. Pod koniec XIV wieku, inkwizycja objęła swoją działalnością także czarownice. Stało się to po bulli papieskiej, która zezwalała inkwizytorom stosowanie wszelkich metod perswazji, w celu wytępienia czarów i herezji. Niedługo potem ci sami inkwizytorzy napisali książkę zatytułowaną „Młot na czarownice”, która była po prostu instrukcją dręczenia kobiet uznanych za takowe. Inkwizycji udało się wmówić prostym ludziom, że wszelkie dotykające ich nieszczęścia, spowodowane są bliską obecnością i działaniem wiedźm. Od tej pory wszystko, co złe interpretowane było jako urok rzucony przez czarownicę. Możni i duchowni bogacili się narzucając biednym kolejne podatki, a ci ostatni wierzyli, że toczące ich bieda i ubóstwo, są dziełem złośliwych starych kobiet. Procesy o czary były kolejnym źródłem majątku zdobywanego dla Kościoła. Oskarżane kobiety miały wprawdzie niewiele, ale przy ogromnej ilości procesów i konfiskowanych majątków, w kasach inkwizycji przybywało wciąż pieniędzy. Polowania na czarownice trwały mniej więcej do połowy XVIII wieku. W tym czasie, z powodu posądzeń o czary, życie straciło pięćset tysięcy osób, z czego znaczną większość stanowiły kobiety.

 Kto mógł zostać czarownicą?

        Czarownicami były głównie kobiety. Zdarzało się czasem, że i mężczyźni ginęli na stosach, ale stanowili oni jedynie 20 procent spośród pół miliona zgładzonych heretyków. Jaka kobieta mogła zostać osądzona o bycie czarownicą? Dokładnie każda. Wszystkie cechy i zachowania kobiece, jeśli się tylko chciało, można było zaliczyć do powodowanych przez siły nieczyste. Czarownicą mogła być, więc kobieta wesoła, korzystająca z uciech życiem, młoda i powabna. Szatan nie zostawiał także w spokoju, kobiet smutnych i zamyślonych. Jeśli kobieta zbyt dużo myślała, mogło to oznaczać, że zamyśla jakieś czary. Czarownice, zdaniem inkwizycji, zdarzały się także w zakonach. Rozmodlona zakonnica mogła jedynie udawać wiarę i pobożność, a w rzeczywistości rzucać uroki na niewinne współmieszkanki klasztoru. Kobiety czarownice mogły ponadto zachodzić w ciążę z szatanem i rodzić piekielne potomstwo. Dzieci takie trzeba było stracić w oczyszczających płomieniach razem z ich nieczystymi rodzicielkami. Kobiety władające magią mogły pożerać swoje potomstwo.

      O czary oskarżane były głównie kobiety starsze i wywodzące się z niższych stanów. Młode i wysoko urodzone niewiasty bardzo rzadko były utożsamiane z czarami. Wygląda na to, że lęk prze czarami był w istocie lękiem przed życiowym doświadczeniem i mądrością wiekowych kobiet.

Skąd brały się czarownice?

       Badania zachowanych zeznań i relacji różnych ludzi, wskazują na pewne cechy, które sprawiały, że niektóre kobiety uważane były za czarownice. W pierwszych wiekach naszej ery, jak i potem, a także obecnie, kobiety żyły dłużej niż mężczyźni. Wynikało to z faktu, że ci ostatni pracowali fizycznie lub ginęli w walkach plemiennych i wojnach. W małych wioskach żyły, więc stare, samotne kobiety, które nie zajmowały się tym samym, co inni: nie dbały o mężów, nie wychowywały dzieci itp. Samo to, czyniło je pewnego rodzaju odmieńcami. Osamotnione i stare kobiety nie podlegały już kontroli mężczyzn, tak jak działo się to w przypadku matek i żon. Krótko mówiąc, samotne staruszki budziły lęk. Kobiety uznawane za czarownicę, w jakiś sposób wyróżniały się na tle swoich społeczności. Często było to coś negatywnego. Ponieważ były już wiekowe, nie przejmowały się tak bardzo wszystkimi normami i zasadami życia społecznego. Mówiąc wprost, żyły bardziej swobodnie i wolnomyślicielsko. Często kobiety te popadały w konflikty z sąsiadami, nie były tak religijne jak inne a ich moralność też napawała innych lękiem. Stare i samotne kobiety były jeszcze biedniejsze, niż cala reszta, ponieważ nie miały mężów, którzy zapewnialiby im niezbędne minimum. Zdarzało się więc, że podkradały zboże, kury lub jedzenie. Jak wiadomo, każdy człowiek na starość trochę się zmienia: staje się niecierpliwy, czasem złośliwy i skory do sporów? Takie zachowania bardzo szybko interpretowane były jako odmienność, a tę łączono głównie z czarami. Stare kobiety często parały się akuszerką i leczeniem. Ich wiedza medyczna była niedostępna i niezrozumiała dla innych a stąd już tylko krok do oskarżenia o magię. Ktoś, kto znał działanie ziół, mógł zarówno używać ich dla dobra ludzi, jak też dla ich zguby. Wierzono, że zielarki sporządzają eliksiry, które robią z ludźmi różne dziwne rzeczy. Wiedza i przewaga nad nieznającymi jej ludźmi, powodowały jednoczesny szacunek i lęk. Stare akuszerki były obwiniane o to, że tak wiele dzieci umierało zaraz po urodzeniu, albo we wczesnym dzieciństwie. Choroby dzieci przypisywano czarom, jakie rzucały na nie czarownice, zaraz po wydobyciu ich z matczynych łon.

Skąd czarownice czerpały swą moc?

        Czarownicom przypisywano kontakty z siłami nieczystymi, a konkretnie z ich najsilniejszym przedstawicielem, jakim był szatan. Wierzono, że czarownice posiadły niezwykłą wiedzę i umiejętności, gdyż odwróciły się od Boga i oddały duszę diabłu, zawierając z nim wieczne porozumienie. Inkwizytorzy uważali, że kobiety władające magią przechodzą swoisty chrzest, po którym na ich ciele pojawia się charakterystyczne znamię. Po ukłuciu igłą ze diabelskiego znamienia nie wypływała krew. Czarcia pieczęć na ciele czarownicy umiała zmieniać miejsce, dlatego znalezienie jej i wypatrzenie było bardzo trudne. Od czasu do czasu, wszystkie czarownice obowiązane były do roboczych spotkań z diabłem. Zebrania te nazywano sabatami i brało w nich udział wiele czarownic. W zamian za magiczną wiedzę, czarownice musiały składać diabłu daniny w postaci nowonarodzonych dzieci. Podczas sabatów, wiedźmy uprawiały orgie i pozbawione odzieży, tańczyły przed diabłem. W życiu codziennym, czarownice zajmowały się sporządzaniem różnego rodzaju specyfików, takich jak maści, eliksiry, wywary i olejki. Specyfiki te miały różną moc. Niezależnie od tego, co można było nimi zdziałać, były złe, ponieważ zostały sporządzone nie z ludzkiej, ale z diabelskiej mocy. Wierzono ponadto, że czarownice przemieszczają się na miotłach. Czy wszystko to było prawdą? Współczesne eksperymenty naukowe, polegające na sporządzaniu maści ze składników podanych w zeznaniach świadków czarodziejskich praktyk, wykazały, że obecne w nich rośliny, działały odurzająco. Po posmarowaniu nimi ciała, zawarte w nich substancje takie jak atropina, wnikały do krwi przez skórę i wprawiały ludzi w dziwne stany. Po zaaplikowaniu magicznych maści i olejków, ludzie czuli się tak, jakby uczestniczyli w orgiach, tańczyli itp. Wygląda na to, że to nie czarownice, ale roślinne środki odurzające oczarowywały ludzi, a zloty na Łysej Górze, orgie i latanie na miotłach, nie były niczym innym niż wizjami i odczuciami spowodowanymi przyjmowaniem sporych dawek narkotyków.

        Skazane za czary.

         Do tego, by oskarżyć kogoś o czary, nie potrzeba było zbyt wiele. Zdarzały się wprawdzie kobiety, którym naprawdę wydawało się, że mają czarodziejską moc i kontakt z diabłem, ale te stanowiły maleńki odsetek skazanych na tortury i śmierć za czary. Proces o czary rozpoczynał się w momencie, gdy ktoś złożył donos na rzekomą czarownicę. Właściwie proces nie był już potrzebny, bo fakt, że kobieta jest czarownicą był już przesądzony. Chodziło jedynie o to, by zmusić oskarżoną do przyznania się do winy. Przyznanie się wymuszano rozmyślnym okrucieństwem. Podczas procesów stosowano tortury, które trudno sobie wyobrazić. Skazane mocowane były do urządzeń, które rozrywały ich ciała, sadzane na gorących krzesłach, przytapiane w wodzie, przypalane ogniem. Zakładano, bowiem że pod wpływem mąk powiedzą prawdę. I faktycznie tak było: czarownice mówiły prawdę, którą chcieli usłyszeć sędziowie. Udowadniały w ten sposób winę, którą z góry im przypisano i szły na śmierć. Dręczone kobiety przymuszano do ujawniania nazwisk innych czarownic. W akcie rozpaczy i beznadziei, wymieniały one nazwiska przygodnych znajomych, tylko po to, by wszystko się wreszcie skończyło. Następnie badano i torturowano podane przez nie osoby, potem kolejne itd. Święta inkwizycja miała pełne ręce roboty.

 

 Prawda o "Polowaniu na Czarownice"

Historia „łatwych celów"


"Wiara w demony w czasach Jezusa kwitła, co potwierdzają
liczne przypadki wypędzania demonów, o których opowiada
Nowy Testament. Ale Jezus nie uśmiercał, lecz uzdrawiał
ludzi rzekomo opętanych przez złe duchy. Kościół ich zabijał"
                                                                          

                                                                                    Deschner

                                                                                                               

"Mamy w Europie ponad sto ksiąg prawniczych traktujących o czarach
i sposobach odróżniania czarowników fałszywych od prawdziwych"
                                                                

                                                                            WolterNatchnienie”

 

         Kościół wyznał niedawno, że polowanie na czarownice to był JEGO błąd. Nic bardziej błędnego! To było zgodne z zaleceniami biblijnymi. Mówi, bowiem Pierwsze Prawo Mojżeszowe wyraźnie: "Nie zostawisz przy życiu czarownicy" (22, 18) — "Słowo złowróżbne, z którego Kościoły chrześcijańskie zbyt wiernie brały natchnienie!" (Reinach). To wszystko, żaden błąd, tylko zbytnia wierność tej złej księdze, zwanej Biblią.

"Germanowie wierzyli bardzo w czarownice. Tacyt mówi, że przypisywali charakter święty kobietom, i że brali natchnienie z ich zdań. To nie zawiera w sobie, jak mniemano, rodzaju szacunku rycerskiego dla płci słabej, ale wyobrażenie, na nieszczęście zbyt rozpowszechnione, że kobiety mają uzdolnienia naturalne do prorokowania i do czarów. Welleda, która podniosła Batawów przeciw Rzymianom w roku 70, jest najsławniejszą z prorokiń germańskich. Zostawszy chrześcijanami, Germanowie nadal słuchali swych czarownic; ale Inkwizycja nauczyła ich palić je. Właśnie dominikanie niemieccy napiszą sromotną książkę, zatytułowaną Młot na czarownice, i właśnie dla Niemiec nade wszystko, przeciwko czarownicom niemieckim, papież Innocenty VIII skieruje bullę, potwierdzenie uroczyste i nieomylne władzy czarownic, sygnał ohydnej rzezi, która w przebiegu dwóch wieków spowodowała spalenie żywcem więcej niż stu tysięcy niewinnych kobiet" (Reinach)

"Cały XVI i cały XVII wiek są przepełnione egzekucjami czarownic; szacują na sto tysięcy liczbę Niemek, wrzuconych w ogień. Jeśli prawda, że trybunały cywilne okazały się w tej materji bardziej łatwowiernemi i bardziej barbarzyńskiemi jeszcze, niż trybunały kościelne, jeśli prawda, że protestanci byli zupełnie tak samo zaciekli, jak katolicy — nawet w Ameryce, w samym środku XVIII wieku — niemniej pozostaje dowiedzionem, że Kościół rzymski, dając urzędowe uświęcenie pościgom z powodu czarownictwa, delegując swych inkwizytorów, żeby je powściągnąć, niesie przed historją odpowiedzialność za morderczy szał, którym rozum pozostaje zawstydzony i upokorzony" (Reinach)

        "Nigdy nie będzie dokładnie wiadomo, ilu nieszczęśników wydali w ręce katów bezrozumni sędziowie, którzy spokojnie i bez skrupułów skazywali ich na śmierć na mocy oskarżenia o czary. Nie było ani jednego trybunału w chrześcijańskiej Europie, który przez pełnych piętnaście stuleci nie skalałby się wielokrotnie takimi prawnymi morderstwami. I nawet, gdy powiem, że wśród chrześcijan było przeszło sto tysięcy ofiar tej barbarzyńskiej i głupiej sprawiedliwości i że większość tych ofiar to były kobiety i niewinne dziewczęta, jeszcze powiem zbyt mało. Biblioteki pełne są ksiąg dotyczących procesów o czary. Wszystkie wyroki owych sędziów opierały się na przykładach czarnoksiężników faraona, pytonissy z Endoru, opętanych, o których mowa w Ewangelii, i apostołów, posłanych umyślnie dla wypędzania czartów z ciał opętańców. Nikt nawet nie ośmielił się przez litość dla ludzkiego rodzaju wysunąć obiekcji, że Bóg mógł dopuszczać opętanie i czary dawniej, lecz nie pozwala na nie dzisiaj. Takie rozróżnienie wydałoby się występne, domagano się ofiar. To absurdalne barbarzyństwo od dawna plamiło chrystianizm; wszyscy ojcowie Kościoła wierzyli w magię. Przeszło pięćdziesiąt soborów kolejno rzucało klątwę na tych, którzy za pomocą zaklęć każą diabłu wstępować w ciała ludzi. Powszechny błąd był rzeczą uświęconą. Mężowie stanu, w których mocy leżało wyprowadzenie ludów z błędu, nie myśleli o tym. Zbyt byli zajęci innymi sprawami. Lękali się potęgi przesądu. Widzieli, że fanatyzm ten zrodził się z łona religii. Nie śmieli godzić w wynaturzonego syna, aby nie zranić matki. Woleli raczej być niewolnikami ciemnoty ludu niżeli z nią walczyć." (Wolter)

         Prawdą jest, że Kościół długi czas nie brał poważnie ludowego gadania o czarach i czarownikach. Ich istnienie realne nie było w ogóle serio traktowane. Więcej nawet — na synodzie w Paderborn zwołanym przez Karola Wielkiego w 785 r. nałożono karę śmierci nie na czarownice wcale, ale na tych, co o czary innych posądzają, zaś tzw. Canon Episkopi z roku 906 głosił, że właśnie wiara w czary jest herezją! Jeszcze papież Grzegorz VII (1073-1085) ostrzegał: "Raczej uchrońcie się przed zemstą Boga stosowną pokutą, niżbyście mieli daremnie niczym drapieżne zwierzęta atakować owe niewiasty bez winy i tym właśnie sprowadzić na siebie gniew Boży"

          Jedną z pierwszych oznak zmiany poglądów w kwestii czarów była bulla papieża Grzegorza IX z 1233 roku, skierowana do Konrada z Marburga, której następstwem (wedle Montague Summersa) było wprowadzenie do Niemiec inkwizycji. Dwie bulle papieża Aleksandra IV, z lat 1258 i 1260, zwracały uwagę inkwizytorów, zarówno franciszkańskich, jak i dominikańskich, by odróżniał bacznie czarnoksięstwo od herezji. Prawie każdy z papieży stuleci czternastego i piętnastego wydawał bulle przeciwko praktykom magicznym, przy czym niemal każda z nich wymierzona była w działalność konkretnych jednostek bądź ugrupowań.

         Obrazy przedstawiające czarownice latające na miotłach po raz pierwszy pojawiły się ok. 1280 r., zaś drugi znany motyw — sabat — stworzony został jako… fikcja! I to przez… samych sędziów! Ścigali oni wtedy Waldensów. Waldensów wyklęto m.in. za to, że: Potępiają kościół rzymski, dlatego, ponieważ od czasu papieża Sylwestra przyjmował, dzierżył i pozyskiwał posiadłości. (...) Potępiają i odrzucają papieża wysyłającego wojowników przeciw Saracenom i głoszącego wyprawę krzyżową przeciw poganom." (Relacja inkwizytora Piotra z roku 1395 dotycząca Waldensów,). Można się zastanowić, czy aby na pewno tak dziwacznym jest to, że właśnie w Rzymie wielu ludzi widziało nowy Babilon i Antychrysta. Potępiać ludzi za to, że byli przeciw bogactwu Kościoła i wojnom przez niego prowadzonym…?

      W „kwestii czarów" działo się sporo w XIII w. Był to okres szerzenia się rozmaitych nieprawomyślnych sekt, jak Waldensi, przeto procesy o czary stały się wygodnym narzędziem do walki z nimi, zaś granica między kacerstwem a czarownictwem nie była ostra. Niektórzy nieszczęśnicy deklarowali swą lojalność wobec doktryny katolickiej w następujących słowach: „Nie jestem kacerzem, bo mam żonę i śpię z nią, mam dzieci j jem mięso, kłamię, przeklinam i jestem wierzącym chrześcijaninem. Tak mi dopomóż Bóg."  Budujące, nieprawdaż?

         A propos — sam papież Sylwester III uważany był za czarnoksiężnika, bo uchodził za … mądrego (sic!). Cóż, mądrość jeszcze długo była podejrzana.

 

        Jan XXII(1316-1334). Jeden z najbardziej przesądnych papieży w dziejach Kościoła, człowiek opętany myślą, że wrogowie nieustannie spiskują, pragnąc za pomocą czarów pozbawić go życia. W roku 1317 wszystkich, których podejrzewał o to przestępstwo, kazał torturować dopóty, dopóki nie przyznają się do winy. Trzy lata później, 22 sierpnia 1320 roku, w Awinionie wymusił na kardynale Williamie Goudinie, by nakazał trybunałowi inkwizycyjnemu w Carcassonne podjęcie działań przeciwko magom, czarownikom oraz tym, którzy zaklinają demony, sporządzają figurki z wosku bądź bezczeszczą święte sakramenty, jako heretykom i zarządził konfiskatę ich majątków. Tym samym, chociaż jego poprzednicy również wydawali bulle skierowane przeciwko osobom uprawiającym praktyki magiczne, Jan XXII stał się pierwszym papieżem, który oficjalnie opowiedział się za koncepcją herezji czarnoksięstwa:

  " Pragnąc gorąco, by wszyscy złoczyńcy, którzy szkodzą owczarni Chrystusowej, zostali wygnani z domu Bożego, życzymy sobie, nakazujemy i polecamy ci, na mocy naszej władzy, byś wyszukiwał i aresztował, a także na inne sposoby działał przeciwko tym, którzy składają ofiary diabłom i oddają im cześć albo oddają się im w poddaństwo wręczając im dokument lub coś innego podpisanego ich własnym imieniem; tym, którzy zawierają otwarcie przymierze z diabłami, tym, którzy sporządzają lub każą sporządzać innym figurki z wosku lub z czegoś innego, aby w ten sposób, a także za pomocą przywoływania diabłów, zmusić je do popełniania wszelkiego rodzaju maleficjów (maleficium — łac. występek, przestępstwo — przyp.); tym, którzy, nadużywając sakramentu chrztu, chrzczą albo powodują, by ochrzczone zostały figurki sporządzone z wosku lub z innych substancji, albo uciekając się do zaklinania złych duchów czynią lub powodują, że uczynione zostaje coś podobnego , a także guślarzom i czarownikom, którzy posługują się sakramentem mszy świętej lub hostią, a także innymi sakramentami Kościoła, lub jakimkolwiek z nich, czy to w jego formie, czy treści, dla praktyk magicznych i czarnoksięskich."

         Kilkakrotnie jeszcze w czasie swojego pontyfikatu Jan XXII starał się rozpętać polowania na czarownice. Bulla, którą wydał w roku 1318, zezwalała na wytaczanie procesów zmarłym heretykom — „należy zatrzeć pamięć nawet o tych, którzy zmarli". W napisanym w roku 1330 liście do inkwizytorów w Narbonne i Tuluzie traktuje on magię i herezję jako równorzędne zbrodnie przeciwko Bogu. W bulli z roku 1326 (lub 1327) opisuje szczegółowo zbrodnie popełniane przez czarownice, zapewniając, żeprzestępstwa te są faktem rzeczywistym. „Niektórzy ludzie, chrześcijanie z imienia jedynie, porzucili światło pierwszej prawdy na rzecz przymierza ze śmiercią i frymarku z piekłem. Składają ofiary diabłom i oddają im cześć; sporządzają sobie lub w inny sposób wchodzą w posiadanie figurek, pierścieni, zwierciadeł, flaszek i innych przedmiotów, poprzez które, dzięki swej sztuce magicznej, rozkazują demonom, otrzymują od nich odpowiedzi na zadane pytania, proszą je o pomoc w realizacji swych potępieńczych celów, oddając się w jak najhaniebniejsze wobec nich poddaństwo, by cele te osiągnąć".

         Inne dokumenty przeciw czarom ogłosili poza tym: Benedykt XII (1334-1342), Grzegorz XI (1370-1378), Aleksander V (1409-1410), Marcin V (1417-1431), Eugeniusz IV (1431-1447), który wydał ich aż cztery, Mikołaj V (1447-1455), Kalikst III (1455-1458) i Pius II (1458 -1464). Na baczniejszą uwagę zasługuje tylko jedna z nich, opublikowana przez Eugeniusza IV w roku 1437 i skierowana do wszystkich inkwizytorów; wskazuje ona na nasilającą się wiarę w najrozmaitsze przejawy maleficjów, ani razu jednak nie wspomina o transwekcji, inkubach czy sabatach (o tych ostatnich mówi dopiero, pochodząca z roku 1500, bulla papieża Aleksandra VI). Sykstus IV był pierwszym papieżem, który w swoich trzech bullach, z lat 1473, 1478 i 1483, postawił wróżbiarstwo i czarną magię na jednej płaszczyźnie z herezją, ułatwiając tym samym zadanie przyszłym łowcom czarownic.

        Innocenty VIII (1484-1492), genueńczyk Giovanni Battlsta Cibo, został biskupem w wieku lat trzydziestu pięciu, a mając lat czterdzieści jeden uzyskał purpurę kardynalską. W sierpniu roku 1484 wyniesiono go na tron papieski, na którym zasiadał aż do śmierci. Zyskał przydomek „Uczciwy", gdyż w 1484 przyznał się do posiadania dzieci z nieprawego łoża (miał 8 bękartów). Był on opiekunem nocnych zabójców i kupczył urzędami w najbezwstydniejszy sposób. Był autorem najważniejszego dokumentu w dziejach czarownictwa europejskiego — bulli Summis desiderantes affectibus"ogłoszonej 5 grudnia 1484 roku. „Na niemal trzy stulecia nałożyła ona na europejski wymiar sprawiedliwości obowiązek zwalczania Diabła służąc za usprawiedliwienie dla najbardziej bezlitosnych prześladowań" (Hansen). Bulla Innocentego VIII jest ukoronowaniem długiego szeregu listów apostolskich potępiających czarnoksięstwo i czarownice, odegrała jednak daleko większą niż dokumenty ją poprzedzające rolę ze względu na szybkie upowszechnianie się druku. Została włączona do „Młota na czarownice". Kolejne wydania tego dzieła ukazywały się mniej więcej, co pięć lat, dzięki czemu list Innocentego VIII dotarł do nieporównanie szerszej rzeszy zainteresowanych niż jakikolwiek wcześniejszy dokument papieski. Co więcej, treść poprzednich bulli odnosiła się do zjawisk mających miejsce w konkretnych miejscowościach, ta natomiast dotyczyła całych prowincji? W tym sensie „Summis desiderantes affectibus" stanowi kamień milowy na drodze odwrotu od poglądów, jakie głosił „Canon Episcopi", który nadal jednak pozostał częścią prawa kanonicznego i był potencjalnym zagrożeniem bytu inkwizytorów. W bulli tej papież uskarża się, że działania dwóch inkwizytorów dominikańskich, Heinricha Kramera i Jakoba Sprengera, nie spotykają się z poparciem, ponieważ — zaskakująca to uwaga — ani duchowieństwo, ani ludzie świeccy nie wierzą, by w Niemczech zbrodnia czarnoksięstwa była aż tak bardzo rozpowszechniona; dlatego każdy winien im tego poparcia, poczynając od zaraz, udzielić; w przeciwnym razie „spadnie nań gniew Boga Wszechmogącego".

         Innocenty VIII w ostatnich miesiącach życia żywił się wyłącznie mlekiem kobiecym. Próba przywrócenia mu sił za pomocą transfuzji krwi kosztowała życie trzech chłopców. Ówcześni historycy (np. Burchard) nie próbują nawet stanąć w jego obronie, przyznając, że utrzymywał kochankę, która urodziła mu dwoje dzieci; chłopca wżenił się w rodzinę Medyceuszy, córkę zaś wydał za skarbnika papieskiego. Taki był człowiek, który już kilka miesięcy po ogłoszeniu go papieżem rozpoczął prześladowania czarownic.

         Jacquier Nicholas. Nicholas Jacquier był wybitnym inkwizytorem dominikańskim, działającym w roku 1465 w Tournai, w 1466 przeciwko husytom w Czechach, a następnie, w latach 1468-1472, w Lille. W roku 1452, sprawując funkcję inkwizytora na obszarze północnej Francji, napisał „Tractatus de Calcatione Demonum" wymierzony przeciwko licznym sektom heretyckim, które w latach późniejszych stawiał w jednym szeregu z waldensami z Arras. Jacquier jest pierwszym demonologiem w klasycznym tego słowa znaczeniu, porównywalnym z autorami pokroju Bodina, Remy’ego czy Del Rio. Inna sprawa, że do ludzi tych bardziej pasowałoby określenie „czarownicologów" interesowali się oni, bowiem czarnoksięstwem- rozpatrywanym w kontekście paktu zawartego z Diabłem — i niejako naturalnym efektem zawarcia takiego paktu, czyli osobą czarownika lub czarownicy. Diabła trudno było pozwać przed sąd, można było jednak wydać wyrok skazujący na jego zaprzysięgłych stronników. Jego kolejne dzieło, „Flagellum Haereticorum Fascinariorum", zwalczające poglądy, jakie głosił „Canon Episcopi", zostało napisane w roku 1458, ale znane jest jedynie z cytatów zamieszczanych w pracach autorów późniejszych.

         Zasadniczym wkładem Jacquiera w teorię nowożytnego czarnoksięstwa było uznanie tego zjawiska za nową odmianę herezji; czarownice, które na sabatach kładą podwaliny pod królestwo Szatana, są spełnieniem proroctwa zawartego w Objawieniu św. Jana Apostoła. Co więcej, czarownictwo jest najgorszą ze wszystkich herezji, ponieważ czarownice wyrzekają się Boga i Kościoła katolickiego, mając pełną świadomość tego, co czynią? Lepiej być Żydem, muzułmaninem lub czcicielem Słońca, niźli zostać czarownikiem. Czy zaprzestać prześladowań? Czarownice nie tylko oddają się bałwochwalstwu, ale popełniają one najobrzydliwszą ze wszystkich zbrodni. Czymże stałaby się sprawiedliwość, jeśli nie oskarżono by czarownicy o herezję i pozwolono jej swobodnie oddawać się sodomii i morderstwom? Za przykład sposobu rozumowania Jacquiera niechaj posłużą poniższe jego rozważania: Czarownica, która przyznała się do winy, oskarża jakąś inną kobietę o udział w sabacie. Oskarżona odpowiada, że to diabeł przybrał jej postać. Sędzia powinien obstawać przy zasadności oskarżenia, dopóki oskarżona nie udowodni, że jej zaprzeczenie odpowiada prawdzie. A ponieważ diabeł, gdyby pozwano go przed sąd, odpowiedziałby z całą pewnością, że wszystko, co uczynił, uczynił za przyzwoleniem bożym, kobieta ta powinna dowieść, że Bóg zgodził się, by diabeł przybrał jej postać. W przeciwnym razie ma być „skazana za kłamstwo i zmyślenia". Należy przy tym dodać, że inkwizycja nie negowała możliwości przybrania przez diabła postaci osoby niewinnej (około roku 1510 opinię taką wyraził inkwizytor Bernarel de Como), ale jednocześnie uważała, że skoro świadectwo dane przez czarownicę wystarcza, by posłać na stos ją samą, to jest w równym stopniu wystarczające, by wydać wyrok skazujący na inną osobę. Warto tu wymienić kolejnego miłego papieża — Pawła IV, który wydawał odpowiednie dekrety zachęcające do stosowania tortur, a w roku 1557 udzielił generalnej dyspensy funkcjonariuszom Świętego Officjum.

Rozmiary polowań

          Pierwszy, według badaczy, proces o czary przypadł na wiek XIII, a ściślej na 1275 rok, kiedy to oskarżoną była niejaka Angela de la Barthe z Tuluzy. Zresztą, kto wie, może i były wcześniejsze.

        "Nieszczęsne kobiety bywały często w wilgotnych, zimnych i pozbawionych jakiegokolwiek światła lochach przywiązywane do drewnianych krzyży albo też przykuwano je od zewnątrz do więziennych murów. Były narażone na ataki szczurów i myszy, na wszelką pogodę, młodsze z nich także na gwałcenie przez strażników i duchownych. Zdarzało się — to praktykowano w Lindheim w prowincji, Wetterau — że „czarownice" z kośćmi pogruchotanymi w czasie tortur wisiały w przeznaczonych dla nich wieżach na łańcuchach, że cierpiały od mrozu, głodowały, i wreszcie smażono je na wolnym ogniu. Ale darujmy sobie szczegółowy opis kościelnego sadyzmu. Kościół chrześcijański palił czarownice przez pół tysiąclecia, od XIII do XVIII wieku. Niech pewne liczby dadzą przynajmniej ogólne pojęcie o ogromie popełnionych przez Kościół zbrodni. W roku 1678 arcybiskup Salzburga kazał spalić 97 kobiet w związku z wielką zarazą, jaka dotknęła bydło. Biskup Bambergu rozkazał spalić 600 kobiet, po czym wydał zgodę na publikację Prawdziwej relacji o 600 czarownicach, która ukazała się w 1659 roku. Za rządów biskupa Wurzburga, Adolfa, spalono 219 czarownic i magów, wśród nich grupę kanoników i wikariuszy, 18 chłopców, którzy uczęszczali do szkół, pewną niewidomą dziewczynę oraz dwie siostry, jedną dziewięcioletnią, a drugą jeszcze młodszą. Za sprawą arcybiskupa Trewiru, Jana, spalono w roku 1585 tyle czarownic, że w dwóch miejscowościach diecezji pozostały tylko po dwie kobiety. Bywali tacy duchowni, którzy nawet podczas spowiedzi zmuszali swe ofiary do kłamstw.

         Otóż Friedrich Spee opowiada o pewnym kapłanie, który towarzysząc prawie dwustu czarownicom przed ich śmiercią żądał od nich, by powtórzyły zeznania złożone podczas tortur, bo jeśliby tego nie uczyniły, musiałyby „zdechnąć jak psy — bez sakramentu". W niektórych 

miejscowościach sędziowie, inkwizytorzy i spowiednicy otrzymywali za każdą ofiarę egzekucji premie i kolekty, dlatego też mawiano, że najszybszym i najłatwiejszym sposobem na wzbogacenie się jest palenie czarownic. Pewien moguncki ksiądz dziekan kazał spalić ponad 300 osób z dwóch tylko wsi chciał, bowiem połączyć ich ziemie ze swoją posiadłością. W Fuldzie działał skryba, który okazał się szczególnie groźny dla ludzi zamożnych — chwalił się on tym, że przez dziewiętnaście lat posłał na stos 700 osób płci obojga. Reformacja też niczego nie zmieniła. Przeciwnie! Największe nasilenie prześladowań nastąpiło po pierwszym okresie działalności reformatorów. Luter, który w Wittenberdze ekskomunikował „czarownice", pochwalał palenie „diabelskich ladacznic" z nie mniejszym zapałem niż papieże. W jednym tylko księstwie brunszwickim ginęło pod koniec XVI wieku często nawet dziesięć czarownic dziennie. W Quedlinburgu spalono któregoś dnia 1589 roku 133 czarownice. Przed taką śmiercią nie chronił żaden wiek. W roku 1591 zginęła w Wolfenbiittel kobieta, która liczyła sobie 106 1at. W roku 1651 zaś w śląskim mieście Zuckmantel spalono 102 osoby, wśród których znalazły się małe dzieci od roku wzwyż, jako że ich ojcem był ponoć diabeł. Jeszcze w wieku XVIII, kiedy to oparta na surowym przestrzeganiu dogmatów kościelna prawowierność osiągnęła swą kulminację, prawdopodobnie około miliona ludzi — głównie kobiet — stało się ofiarami procesów o czary. W drugiej połowie tamtego stulecia w jednym tylko westfalskim miasteczku Lemgo w ciągu trzech lat spalono 38 kobiet jako czarownice." (Deschner)

         Najsłynniejszym przypadkiem czarów ściganym w XVII w. przez kardynała Richelieu był casus księdza Urbana Grandiera. Księżulo ten został oskarżony o zaczarowanie zgromadzenia Urszulanek z Loudun. Sztuki diabelskiej miał dokonać przy pomocy liścia bobkowego, który wrzucił na dziedziniec klasztoru. Za czarną magię powędrował na stos w 1634 r. Mówi się, że kardynał Richelieu ponoć naprawdę wierzył w całą tą historię...

         Wbrew pozorom, to nie średniowiecze najbardziej splamiło się stosami, lecz epoki „światłe", późniejsze, nawet jeszcze… Oświecenie. Największe nasilenie polowań na czarownice przypadło, co oczywiste jako konsekwencja „ducha czasów", na okres kontrreformacji w latach 1580-1670. Polowania były wygodnym środkiem rozprawiania się z nieprawomyślnymi, ale i sposobem na powiększenia dochodów, jako że oczywiście normą był przepadek mienia sądzonych na rzecz inkwizytorów. Biedny Eumeric — inkwizytor narzekał: "Szkoda, że w naszych czasach nie ma już więcej bogatych heretyków." A Michelet dodaje: „Wszędzie, gdzie prawo kanoniczne pozostaje w mocy, mnożą się procesy o czary, które wzbogacają kler. Wszędzie, gdzie trybunały świeckie przejmują te sprawy, stają się one rzadkie i zanikają.". Tylko w wieku XVI i XVII w Europie zginęło na stosach, co najmniej, 750 tys. ludzi (w tym siedem razy więcej kobiet niż mężczyzn). To ostrożne szacunki naukowców. Są tacy, którzy mówią o milionach. Wszyscy wiemy, że w trakcie śledztwa stosowano tortury.

         A może przyczyny szaleństwa „polowań na czarownice" tkwią głębiej? Pisze autorka książki „Historia Boga" Karen Armstrong: "Szaleństwo polowań na czarownice było też przejawem nieświadomego, lecz i nieposkromionego buntu przeciw pełnej zakazów i nakazów religii oraz wyraźnie nieubłaganemu Bogu. W izbach tortur inkwizytorzy i czarownice wspólnie tworzyli zwidy (...)".Tak — wspólnie, bo nierzadko nie tylko pod wpływem tortur kobiety wierzyły, w to, o co były oskarżane.

         One, deprecjonowane jako spadkobierczynie Ewy grzesznicy, odtrącane nie przez ewangelicznego Jezusa przecież, lecz przez System, szukały innego poplecznika. To Kościół rzucił je w ramiona diabła (czy też wyimaginowanego diabła). Źródło szaleństwa tych upiornych polowań tkwiłoby, zatem w samym rdzeniu religii chrześcijańskiej, a raczej w jednej — za to jedynie słusznej interpretacji, — która wypierała się Natury, ciała, seksu. Michelet również tak widzi ten problem — czarownictwo jako zawłaszczanie przez szatana tych rejonach, które zabierano Bogu i których religia oficjalna się wypierała. Tu jednak wkraczalibyśmy w historię religii i teologii, a to nie jest nasz temat. Możemy odesłać do dzieł np. Uty Ranke-Heinemann, która analizuje związki między praktyką a naturą religii np. w rozdz. „Zbawienie przez stracenie" w książce „Nie i amen". A może i nie bez znaczenia, jeśli chodzi o „fenomen" polowań na czarownice okazały się względy społeczne. Po wielkich zarazach „czarnej śmierci" średniowiecza Europa straciła wiele ludności — trzeba było odbudować ludzki potencjał (któż, bowiem utrzymywałby Kościół?). I za wszelką cenę nie dopuszczać, by kobiety mogły usuwać ciąże; a któż im w tym pomagał, jeśli nie znachorki, czyli także „czarownice"...? Heretyków i czarownice mocą wyroku palono albo skazywano na wygnanie lub pręgierz. Czasem tylko na pokutę np. w formie pielgrzymki. Przy całym oburzeniu na Inkwizycję, trzeba zachować proporcje i jasno powiedzieć, że przecież stos nie był jedynym wyrokiem. Przestępstwo bluźnierstwa na przykład podpadało pod wyrok wycięcia języka i odrąbania rąk. I my się oburzamy na islamskie prawo szariatu…, Ale czasem skazywano dosłownie za nic, jak pewnego młodzieńca w czasach Oświecenia, (sic!), Którego całą winą było to, że nie zdjął kapelusza przed procesją i śpiewał sprośne piosenki? Bronił go Wolter (bez skutku). Ile ofiar — nie tylko tych, którzy zginęli, ale tych wygnanych, okaleczonych, pozbawionych majątków było w Polsce — nie wiemy.

         A ile złamanych sumień tych, którzy podkładali drwa pod stosy, bo powiedziano im, że otrzymają za to odpust swych grzechów, albo tych, których zachęcano do donosicielstwa. To znowu przykład antycypacji Kościoła w znajdowaniu pewnych rozwiązań; uczynić ze społeczeństwa ludzi szpiegujących się wzajemnie — to marzenie każdej totalitarnej władzy… Przecież, Bruna oskarżono właśnie na podstawie donosu, jak zresztą niemal wszystkich spalonych.

Z kronik miejskich Szczercowa: 

Czarownica już była na stos włożona i podpalona, kiedy jej ksiądz pytał: Jagnieszko, pamiętaj na Pana Boga Ukrzyżowanego, odpuszczasz ludziom wszystkie grzechy? 

A ona odpowiedziała: "a jebał ich tam pies".

Odpowiedź godna prawdziwej czarownicy.
 



Film dokumentalny o polowaniu na czarownice

ZAPRASZAM  DO OGLĄDANIA