Get Adobe Flash player

Liczniki dla stron


 FORUM 

Yesterday and Today


Czarownica wczoraj i dziś

     Z kronik miejskich Szczercowa: czarownica już była na stos włożona i podpalona, kiedy jej ksiądz pytał: Jagnieszko, pamiętaj na Pana Boga Ukrzyżowanego, odpuszczasz ludziom wszystkie grzechy? A ona odpowiedziała: jebał ich tam pies.

Odpowiedź godna prawdziwej czarownicy.


          Czarownica to kobieta wyzwolona. Feministki przyznają się często do tego dziedzictwa. W siedzibie jednej z organizacji kobiecych w kącie stoi miotła z brzozowych witek, w innej znajduje się wiedźma - maskotka, w Centrum Praw Kobiet - kamień z miejsca, gdzie po raz ostatni spalono w Polsce czarownicę. Czarownica jest panią samej siebie. Niełatwa to rzecz.

          Zaczęło się od zdania Starego Testamentu:
Nie pozwolisz żyć czarownicy. W łacińskim przekładzie użyto słowa malefica, a więc złoczyńca rodzaju żeńskiego, łajdaczka, bezbożnica, niecnota, czarownica. W hebrajskim oryginale to słowo to machasepha, truciciele. Prawo, na mocy którego zamordowano około dwóch milionów "czarownic", mogło odnosić się po prostu do trucicieli.
          Co nie znaczy, że czarownica i trucicielka to dwa odrębne zawody. Już w pierwotnych społecznościach kobiety - zbieraczki miały okazję poznać lecznicze oraz śmiercionośne działanie ziół. W Imperium Rzymskim trucicielki, a wśród nich sławna Martyna, miały na koncie wielu cesarzy. W przerwach sporządzały afrodyzjaki i lubczyki. Najzdolniejsze, kiedy miały dobry dzień, zmieniały się w zwierzęta i latały na miotłach wysmarowanych halucynogenami (przepis się zachował). Były to osoby wszechstronne, zajmujące się i medycyną, i zabobonami. Tego rozróżnienia jeszcze nie czyniono.
          Przez Wieki Ciemne tradycja nie upadła. Z końca VI wieku mamy doniesienia, że na dworze Merowingów pozbywano się przeciwników politycznych za pomocą czarów. Raz uznawano je za realną siłę, to znów grożono jak Karol Wielki:
Kto oślepiony przez diabła wierzy na sposób pogan, iż ktoś jest czarownicą (...) będzie karany śmiercią.
          Księgi nie wspominają o wiejskich znachorkach, ale trudno wyobrazić sobie Średniowiecze (jak i literaturę fantasy) bez mądrych niewiast w chałupkach pachnących suszącymi się ziołami, znających radę na chorobę, nieszczęśliwą miłość i niechcianą ciążę. Po wsiach przetrwały resztki dawnych wierzeń. "Pogański" - paganus - oznacza "wiejski". Staruszki nadal paliły świeczki dla Trzech Dian - potrójnej bogini księżyca. Dalej tańczono wokół majowego słupa, składano ofiary duchom przodków, a w noc Kupały w całej Europie płonęły pogańskie ogniska. Niektórzy historycy sądzą, że czarownice przechowywały wierzenia celtyckie, rzymskie i te jeszcze dawniejsze, kult płodności sięgający paleolitu. Chrześcijaństwo niewiele zmieniło.
          W ruinach spalonego w 1241 roku Opola archeolodzy znaleźli wiele pogańskich amuletów i tylko jeden krzyżyk. Panowie feudalni pilnowali, by lud stawiał się na mszę - spektakl, podczas którego rola wiernych ograniczała się do spoglądania na niezrozumiałe ruchy stojącego do nich tyłem księdza. Czas ten skracała sobie ludność śpiewem. Aktywny udział wiernych we mszy to druga połowa XVII wieku. Panowie wymagali także znajomości podstawowych modlitw. Nieprawidłowe wyrecytowanie łacińskiego tekstu w XII i XIII wieku karano dybami i chłostą. Chłop wiedział, że jest chrześcijaninem, ale co to znaczy, nie wiedział.
         O tym, w co naprawdę wierzył lud, informują nas podręczniki dla spowiedników. Jeden z nich, pisany na Śląsku przez brata Rudolfa, zyskał miano "Katalogu magii Rudolfa", z uwagi na przytoczone w nim 53 magiczne przepisy. Tylko jeden dotyczył szkodzenia ludziom, pozostałe miały na celu zapewnienie im szczęścia i pomyślności.
          Brat Rudolf uważał magię za domenę niewiast. Oto kobieta chcąca uniknąć ciąży staje przed krzakiem czarnego bzu: "Ty noś za mnie, ja będę kwitła za ciebie". Czy nie są to słowa czarownicy, pani samej siebie?  "Należy mówić herezja czarownik, a nie: czarowników; ci niewiele znaczą", mówi
Młot na czarownice. Mężczyzna parający się czarami to mag. Mógł odebrać edukację na uniwersytecie magii w Toledo, podczas gdy kształcenie kobiety uważano za grzech.
          Ten podział odbija się nawet we współczesnej fantastyce.
Czarnoksiężnik z Archipelagu Ursuli LeGuin pobiera pierwsze nauki u ciemnej, wiejskiej czarownicy. Kiedy chłopiec wykazuje talent, pojawia się prawdziwy mag i zabiera chłopca do szkoły, gdzie pośród mężczyzn zyskuje formalne wykształcenie.
          W XIV wieku nakazano: kobieta, która leczy bez uprzednich studiów, ma być skazana na śmierć jako czarownica. A na studia żadna kobieta nie miała szans: zamknięto jednocześnie niezwykłą żeńską akademię medyczną w Salerno. Płeć żeńską zaczęto postrzegać w tej epoce jako wrodzoną wadę. Kobiety były głupie, płoche, w młodości nad wyraz lubieżne, w starszym wieku chętnie innym szkodziły, wszystkie jak matka Ewa skłonne słuchać diabelskich podszeptów. Pisarze z perwersyjną przyjemnością rozpisywali się nad wadami niewiast. Kobiety rzadko się broniły. Co pozwalało rozmaitym nadgorliwcom rzutować na nie swoje najgorsze obawy. Były inne - a to grzech niewybaczalny.
          Jako o innych i milczących, zaczęły krążyć o nich rozmaite legendy. Najstarsza z nich to boskość kobiety: o tej wierze świadczą prehistoryczne figurki bogiń płodności. Naturalna zdolność tworzenia budzi zazdrość. Histeryczny wróg kobiet, Otto Weiniger, pisze o tym tak:
Matka czuje się zawsze wyższą od mężczyzny, uważa się za jego kotwicę; będąc dobrze ubezpieczoną w łańcuchu pokoleń przedstawia zarazem przystań, z której wypływa każdy nowy okręt, podczas gdy mężczyzna żegluje daleko po świecie sam na pełnym morzu. Biedna ofiara metafory. Mężczyźni porównali kobietę do Ziemi, którą trzeba zaorać. Oni uznali świętość menstruacji; kobieta raczej by na to nie wpadła.
         W fantastyce mamy podobne mity. W 
Świecie czarownic moc ujawnia się tylko w kobietach. W Diunie tylko kobiety mogą odnaleźć w sobie pamięć matek, tylko one mogą być "czarownicami" Bene Gesserit, nieznającymi miłości, ale oplatającymi sobie mężczyzn wokół palca. Pod koniec cyklu pojawiają się Czcigodne Macierze, którym jeden stosunek wystarczył do uczynienia z mężczyzny zombie. Mężczyzna czyniący to samo z kobietami jest jeden i dopiero szkoli innych, a panie zdążyły już podbić swoją bronią całe planety.
          Nawet tu i teraz żyje lęk przed kobietami. Niektórzy winią emancypację za kryzys gospodarczy. Wstrętne czarownice zabierają mężczyznom pracę. Jak to się stało, że czary to domena kobiet? Wielu sądzi, że czarownice, jak pozostali "inni" - heretycy i Żydzi - zostały kozłem ofiarnym w epoce strachu przed diabłem i zarazą.
  Już od XIII wieku sądzono, że czary to rzecz realna, a macza w nich palce diabeł. Zdaniem Inkwizycji, to diabła czcili templariusze i kacerze. Kacerze pierwsi oskarżani byli o udział w sabatach, oddawanie czci kozłowi i pożeranie niemowląt. Kiedy znaleziono nowe kozły ofiarne - wiejskie czarownice - zarzuty miano już gotowe. W 1484 roku Innocenty VIII wydaje bullę potępiającą czarowników płci obojej. Pięć lat później dominikanie Heinrich Institoris i Jakob Sprenger wydają podręcznik dla inkwizytorów, słynny "Młot na czarownice". Wszelkie czarostwo pochodzi od żądzy cielesnej, która u kobiet jest niespożyta, głosi "Młot". Rozpoczyna się epoka stosów. Kobiety to 80% ofiar.

           Do naszego zakątka świata histeria dotarła późno. Jak wyliczył nieoceniony badacz Bohdan Baranowski, w XVI wieku procesy o czary stanowiły 5% ogółu spraw. W XVII wieku dzięki literaturze diabelskiej dostarczającej pomysłów procent procesów o czary wzrósł do 46%, w XVIII było to już 50%. Ledwom nie umarł, czy z przepicia, czy z uroków, powiada XVII-wieczny pamiętnikarz, dowodząc, że w jego czasach czary były równie powszechne, jak nasza narodowa rozrywka.

          Zarzuty stawiane czarownicom to głównie odbieranie mleka krowom i temu podobna klasyka, iż mleko przez gacie męskie cedziła...że jajca w beczce moczy. Zresztą każdy proces kobiety mógł zmienić się w proces o czary, np. w 1580 roku w Kaliszu wędrowna prostytutka oskarżona o kradzież ostatecznie została uznana kochanicą diabła. Zbyt bogata, zbyt piękna, zbyt brzydka, znachorka lecząca ziołami i babka zakopująca uroki, aby komuś zaszkodzić - każda mogła stanąć przed sądem miejskim, któremu po alkoholu przychodziły do głowy najrozmaitsze pomysły. A że przesłuchiwana na torturach była naga, tym weselej.                 
          Współczesne czarownice powołują się czasem na dzieła historyczki Margaret Murray, która na podstawie szesnastowiecznych, a więc późnych, źródeł dowodzi, że sabaty czarownic rzeczywiście się odbywały. Czarownice zdaniem Murray to potomkowie podbitego ludu Piktów, Małego Ludu, a diabeł, którego czciły czarownice, to prastary Rogaty Bóg płodności i polowań, ten sam, którego malowali w jaskiniach pierwotni myśliwi.

          Na koncepcji Murray opiera się nie tylko literatura ruchu Wicca, ale również część fantasy, z wznowionymi niedawno Mgłami Avalonu Marion Zimmer Bradley. Powieść w atrakcyjnej formie przedstawia rekonstrukcję wierzeń celtyckich na podstawie m.in. fundamentalnego wiccańskiego opracowania The Spiral Danceczarownicy Starhawk.
          Wizja pociągająca, ale dobór faktów mało przekonujący, a do Polski się nie stosuje. Nie sposób nie zauważyć, że zeznania wymuszone na czarownicach powtarzają, co popularniejsze dzieła literatury diabelskiej. Czołowy znawca polskich czarownic, Bohdan Baranowski, twierdzi, że na naszych ziemiach sabaty w ogóle nie miały miejsca. Podobnie jak dziś opowieści uprowadzonych przez UFO to kalki z wcześniejszych relacji, tak zeznania na torturach to kalki "literatury diabelskiej".
          Pojawiła się u nas wraz z procesami o czary, w XVII wieku. "Młot na czarownice" przetłumaczono na polski stosunkowo późno. Tłumacz żalił się na małe zainteresowanie tematem wśród społeczeństwa. Podstawowym polskim tekstem na temat czarownic było hasło z 
Nowych Aten księdza "Koń, jaki jest" Chmielowskiego. Podaje on niesłychane bogactwo szczegółów dotyczących szatańskich rytuałów, np. we czwartek despektują Najświętszy Sakrament i sodomski w ten dzień grzech popełniając; w piątek lżą mękę Pańską; w sobotę żadnej czci na Matce Bożej nie położą, bestialskim wtedy mażąc się grzechem. Obrzędy czarownic, Czarne Msze, wszystko to parodie obrządku katolickiego, twory wyobraźni inkwizytorów. Z rzadka trafiają się przykłady prawdziwych czarów. Obok uroków miłosnych mamy sporo prób szkodzenia ludziom: zakopywanie im pod domem kobylego łba, obsypywanie obejścia trupim proszkiem. Gdzie były próby, tam była i zła wola. Nic dziwnego, że nienawiść do czarownic przetrwała omal do naszych czasów.
          Ustawę przeciwko samosądom na czarownicach wydano w Polsce w 1776 roku pod wpływem przypadku, jaki zdarzył się rok wcześniej w Doruchowie. Zabito tam podejrzaną o zadanie dziedziczce kołtuna. Ale oskarżenie o czary nie ustały. Ostatnie w Europie palenie na stosie miało miejsce w 1793 roku w zaborze pruskim, ale wiara trwała dalej.
          Na przełomie XIX i XX wieku wiele rodzin nie chciało posyłać córek na roboty do Niemiec, aby tam nie nauczyły się czarostwa. Powiada Bohdan Baranowski:
Opowiadano mi o scenie, jak rozegrała się na dworcu w Kaliszu, na wiele lat przed pierwszą wojną światową. Odjeżdżał transport robotników rolnych do Niemiec. Na peronie stał ojciec, prosty chłop, który żegnając córkę znakiem krzyża, prosił ze łzami, aby z czarownicami się nie zadawała i żadnych czarów w tym heretyckim kraju się nie uczyła. Pociąg już ruszył i powoli wyjeżdżał poza obręb stacji, a ojciec wykrzykując przez łzy, ostrzegał córkę przed grożącymi jej niebezpieczeństwami.
         Do lat siedemdziesiątych XIX wieku napaści na czarownice były sprawą normalną. Jeszcze w 1926 roku obywatel skazany za napaść na czarownicę, podejrzaną o wywołanie choroby, wyraził się tak: Kryminał kryminałem, ale co pomogło, to pomogło. Widać, po interwencji ofierze się polepszyło.
W pierwszych latach PRL miało też miejsce ostatnie morderstwo pod pretekstem wyeliminowania złej czarownicy.

          W ostatnich latach o wiedźmach w Polsce nie słychać. Masową wyobraźnią zawładnęły sekty. Szkoła podstawowa zwalnia nauczycielkę, o której krążą dziwne opowieści.
W oczy nikt nam nic w Cichowie nie powiedział - opowiada - ale przyjaciele powtarzali, co ludzie opowiadają: na przykład, że należę do niebieskiej sekty, bo malowałam oczy na niebiesko. Reporterka "Gazety Wyborczej" rozmawia z napotkaną osobą:

- Ta nauczycielka innej wiary była.
- A jakiej?
- Mówią - zniża głos kobieta - że do słońca się modliła.
- Gdzie? Na wolnym powietrzu?
- Nie, w domu, miała porozwieszane papierowe słońca między krzyżami.


              Wiara w czarownice ma się dobrze nawet, jeśli nie nazywa się ich po imieniu.

          Z drugiej strony, w ciągu ostatnich lat pojawiły się w Polsce czarownice nowoczesne, zwane wicca. Prasa nie pisze o Wicca. Nie ma literatury. Wydawnictwo Astrum przetłumaczyło zaledwie parę zbiorów magicznych przepisów Scotta Cunninghama. Gusła proponowane przez
Bravo girl są wiccańskiego pochodzenia, jednak nazwa ruchu nie pada. Skąd w ogóle w Polsce jacyś wiccanie? Chyba z Internetu. To z amerykańskich stron dowiedziałam się o istnieniu tzw. Starej Religii i to w sieci około 1997 roku pojawiły się pierwsze polskie materiały na ten temat.

                                 Skąd wzięły się współczesne czarownice?

          Niejaki Gerald Gardner wydał w 1949 roku powieść
High Magic's Aid, opowiadającą o współczesnych potomkach średniowiecznych czarownic, praktykujących w sekrecie na terenie Wielkiej Brytanii. Zdaniem autora powieść opisywała stan rzeczy. Sam Gardner twierdził, że w 1939 roku został przyjęty do kręgu czarownic na wyspie Isle of Man i opierał się na tradycji tego kręgu. Tradycję tę wzbogacił o elementy magii ceremonialnej oraz rytuałów masońskich. Książki Gardnera (a napisał ich jeszcze parę) oraz jego arcykapłanki Doreen Valiente zyskały popularność i spowodowały, że religia czarownic odrodziła się w latach pięćdziesiątych na masową skalę. W czasach kontrkultury Wicca dotarła do Ameryki. Wiele osób postanowiło zostać czarownicami po przeczytaniu kilku książek i rozpoczęło samotną praktykę w nadziei, że znajdą kiedyś osoby o podobnych poglądach i założą z nimi krąg. Samotność tak przypadła niektórym do gustu, że postanowili zachować istniejący stan rzeczy. Tak narodziła się Samotna Ścieżka. Żeby zostać czarownicą, nie trzeba podporządkowywać się hierarchom ani przejść bolesnej inicjacji. Wystarczy coś przeczytać. Na przykład w Internecie.
          Nie ma zgody, co do tego, czy praeuropejska Stara Wiara przetrwała Celtów, Rzymian, barbarzyńców, palenie na stosach i nowożytny racjonalizm. Wiele osób sądzi, że Gardner wszystko sobie wymyślił. Tak czy owak, Wicca - jak przyjęto nazywać tę religię - kwitnie. W Stanach Zjednoczonych liczbę 750 tysięcy czarownic uważa się za zaniżoną. Już ta liczba stawia Wicca na piątym miejscu pod względem liczebności w USA, po chrześcijaństwie, judaizmie, islamie i hinduizmie.
          Co przyciąga ludzi? Po pierwsze, oprawa. Kojarzy się z baśniami i fantastyką. Do ruchu Wicca należy zresztą kilku pisarzy fantasy, np. Diana Paxson. Powieści magiczki Dion Fortune można czytać jak fantastykę. Lub jak wiccańskie "książki pobożne".
          Rytuały z wykorzystaniem świec, różdżek, ceremonialnych sztyletów, kielichów, śpiew, muzyka, poetyckie zaklęcia, renesansowo - średniowieczne szaty, atmosfera niezwykłości. To podstawowa przewaga Wicca nad protestantyzmem. Po drugie, New Age'owa czarownica ma poglądy wyjątkowo na czasie. Kult przyrody. Szacunek dla kobiety. Życie w naturalnym rytmie słońca i księżyca. Świętość seksualności. Brak dogmatów: wiccanie swobodnie przejmują elementy wierzeń egipskich, celtyckich, kabały i czego tylko chcą. Ludzkie pragnienia są uważane za naturalne: póki nikogo nie krzywdzisz, możesz czynić, co chcesz. Krzywda wyrządzona wraca trzykrotnie wzmocniona, bo nic nie istnieje w izolacji.
          Mimo pokojowego nastawienia wiccan (wiele czarownic jest wegetarianami czy wręcz weganami), w Stanach Zjednoczonych słyszy się o podpaleniach, napaściach, odbieraniu dzieci, a nawet morderstwach i przypadku ukamienowania. Działa stereotyp złej czarownicy.


...już była na stos włożona i podpalona, kiedy jej ksiądz pytał: Jagnieszko, pamiętaj na Pana Boga Ukrzyżowanego, odpuszczasz ludziom wszystkie grzechy? A ona odpowiedziała: "jebał ich tam pies".


Jedyna rozsądna odpowiedź w takim momencie.