Get Adobe Flash player

Liczniki dla stron


 FORUM 

What is a Witch



O co chodzi z tą całą magią, Inkwizycją, diabłami, czarownicami?

         Dziś wiemy, że okres średniowiecza był okresem eksploatacji ludzkości pół-jawnej. Wyrażało się to właśnie w sposobie manipulowania ludzkością. Ufonauci instalując się na tylnych fotelach w religiach, królestwach i ówczesnych aparatach władzy podjudzali, manipulowali i wzmagali fanatyczną nienawiść i zaściankowość. Ze względu na śmiałe zainteresowanie ówczesnych ludzi magią i później alchemią - ufonauci postanowili zgnieść za pomocą instytucji kościoła katolickiego wszelkie przeszkadzające im okupować ludzkość kierunki. Jedną z wytłumianych dziedzin była właśnie najogólniej pojęta magia.

         Ufonauci zdawali sobie sprawę, że za pomocą magii można osiągnąć niektóre efekty i cele - jakie sami ufonauci osiągali za pomocą urządzeń technicznych. Aby więc wytłumić i ośmieszyć tzw. "czary" - ufonauci właśnie po to stworzyli cały potężny aparat naukowców (ówcześni kapłani i duchowni byli najbardziej wykształconą częścią społeczeństwa - byli pierwowzorem naukowców, którzy nakazywali i zakazywali, co można badać i w co można wierzyć a w co nie). Specjalnie, więc niektórzy ufonauci demonstrowali bardzo wielu ludziom swoje możliwości (nazywano ich diabłami i szatanem) - aby utwierdzić ludzi po pierwsze w przekonaniu, że faktycznie istnieją a po drugie, aby uwiarygodnić w oczach badaczy Inkwizycji brutalne metody zwalczania "diabła". Oczywiście: wciągano zwykłych ziemian do tej spirali nienawiści i mordu - szczególnie tych, którzy nie bardzo byli skłonni być katolikami i chrześcijanami - a że taki diabeł umiał nie tylko przewidywać przyszłość, ale dawał ludziom konkretne mierzalne (również ekonomiczne) efekty. Wielu dało się skusić - co jeszcze bardziej determinowało działania księży Inkwizytorów, aby popleczników szatana i jego samego zgnieść. Oczywiście, Ufonauci musieli się śmiać do rozpuku w swoich wehikułach zawieszonych niewidzialnie gdzieś nad stosem, na którym płonęła ofiara ich makabrycznego spisku przeciw ludzkości. Znając perfidię ufonautów, mogło być i tak, że zakładali się, kto więcej uśmierci głupich ludzi - swoisty turniej o głowy. A że przy okazji Ufonauci ludziom naopowiadali banialuków o tym, że jeśli zbierzesz podczas pełni jakiś kwiat, namoczysz go w krwi nietoperza i spluniesz przez lewe ramię to osiągniesz jakiś tam cel. I pełno innych podobnych bzdur. Ale kto by nie uwierzył, jeśli faktycznie tak się stało! Tyle, że oczywiście za całym zamieszaniem stali ufonauci doprowadzając swoimi działaniami do określonego finału - a to nie zaklęcia i dość śmieszne czasem przepisy dostarczały odpowiedzi.

         Diabły zdawały sobie sprawę, że prawdziwa magia polega na ponad progowych uczuciach, motywacjach i myślowych nakazach - dlatego aby docelowo ośmieszyć i wpuścić w maliny bardzo chętnie propagowali różne bzdury na temat magii. Dodatkowo - dawali się fizycznie złapać, wtrącać do więzień a potem, aby utwierdzić ludzi w przekonaniu o szatańskości przechodzili przez mur w nocy włączając migotanie telekinetyczne - pewnie, dlatego też później często rezygnowano z więzień, a sąd i kara odbywały się bardzo szybko. Ciekawą rzeczą opisaną np. w Młocie na Czarownice (polecam przeczytać, bardzo ciekawa naukowa rozprawa ówczesnych czasów!) jest fakt zaciemniania prawdy o diabłach - ufonauci często preparowali jakiś środek w postaci kremu/maści - który dostarczali ludziom - ci zaś smarowali się nim i ponoć potrafili latać i robić szatańskie sztuczki. Oczywiście to nie smarowanie maścią powodowało latanie, a urządzenia, których ofiara nawet nie była świadoma (wszczepiane do kości podczas uprowadzeń, gdzie następnie pamięć o uprowadzeniu była wymazywana tak, jak jest do dzisiaj).

         Ufonauci rozpętali piekło diabłów/czarownic i Inkwizycyjnych "świętych" mordów w imię Kościoła - i dokładnie o to im chodziło. Efekt, jaki osiągnięto za pomocą tych działań jest prosty - do dzisiaj prawdziwa magia, badana rzetelnie, naukowo (!) - jest niemożliwa do zrealizowania. Ba. Większość ludzi w ogóle odrzuca jej istnienie, albo sprowadza ją do słowa "abrakadabra". Z drugiej strony, mamy paniczny lęk przed magią i jej wykoślawianie oraz demonizowanie - oczywiście, że słusznie, jeśli bardzo znaczna część, którą wiemy o magii została celowo wykrzywiona i właśnie zbrutalizowana przez Ufonautów - właśnie w celu wzbudzania fanatycznego lęku kościoła i jego hierarchii - po części przyznam, słusznie - magia, bowiem wymaga najpierw odpowiedniego przygotowania psychicznego i moralnego oraz zdobywania wiedzy małymi krokami - bo może się okazać potężną bronią w rękach małpy. Niedawno Nicolas Sarkozy, prezydent Francji oburzył się na sprzedawanie laleczek voodoo ze swoją podobizną. A dlaczego? Otóż, po przekroczeniu pewnej ilości ponadprogowych uczuć, takie laleczki mogą odnosić skutek. Oczywiście, w 99,9% niewiedza jak ich używać i jak je uaktywnić powoduje, że są bezużytecznym gadżetem. Jednak właśnie ze względu na to, że dzisiaj faktycznie nie wiemy, jak to wszystko działa, jak przeciw-świat odpowie na różne efekty i pytania - mamy po prostu za mało wiedzy - radziłbym prezydentowi Sarkozy'emu zlikwidowanie tej zabawki lub poproszenie o wstrzymanie produkcji.

       Podsumowanie: średniowieczni ludzie i kronikarze - wcale nie byli tacy głupcy i ciemni, jak to się powszechnie mniema. Owszem, byli zaślepieni fanatyzmem, głupi - ale dlatego, że dali się zwodzić misternym działaniom ufonautów - którzy setnie się bawili mordując SAME niewinne istoty ludzkie, rękoma innych ludzi. Ufonauci osiągnęli cel: po zaściankowym średniowieczu ludzie tak znienawidzili magię, nauczyli się precyzyjnie ją wyśmiewać i dezawuować (jednocześnie dla dzisiejszych ludzi nie jest dziwne i niezwykłe, że Inkwizycja wymordowała setki tysięcy ludzi lub nawet miliony tylko za to, że ci zajmowali się czymś, co wg dzisiejszych nie istnieje?? Rozumiecie? Zorganizowanie całego aparatu inkwizycyjno-naukowego, tysiące ludzi, pism, ksiąg, rozpraw, kronik a wreszcie tysiące szafotów, stosów i więzień - zorganizowane po to, aby wytępić coś, co rzekomo nie istnieje...), że nastąpił gwałtowny zwrot w stronę jeszcze bardziej zaściankowej "nauki" - która absolutnie nie wpuszcza świeżego powietrza - a zajmuje się tylko ciągłym zaprzeczaniem, że czegoś tam się nie da. Stęchlizna i smród zaściankowości bijący od ludzi, którzy tworzą dzisiejszą "naukę" jest dosyć rażący i aż kręci w głowie. Nie można wykluczyć, że ufonauci celowo chcieli wymordować i dżumą i Inkwizycją miliony ludzi z jakichś tam swoich powodów (np. w celu spowolnienia przekazywania prawdy o mitologii i starożytnych "bogach"). Ufonauci często tak projektują swoje działania, że są one wielorakie i wielopoziomowe, które w konsekwencji dają ufonautom więcej niż jedną korzyść.

Fizjonomia Czarownic.

          Typowy obraz czarownicy to jak ten z głównego obrazka tej strony. Dzisiaj w kulturze pop sądzimy, że czarownice (tzn. te, które pochodziły od UFO, a nie zaś były zmanipulowanymi ziemiankami) były tylko rude, itp.

          To prawda, czarownice (tj. prawdziwe ufonautki) miały haczykowate i cienkie nosy, zakrzywione brody - tak po prostu wyglądają niektórzy ufonauci. Nosiły też czarne habity lub peleryny z często spiczastymi czapkami - to chroniło ich ciało przed wpływem pola magnetycznego na ich ciało (później ludzie dorobili sobie, że magowie i astrologowie noszą spiczaste czapy, bo kosmiczna energia polepsza ich percepcję i inteligencję). Dzisiejsi bracia mnichowie noszą dokładne odwzorowanie nakryć ufonautów (habity z kapturami). Owszem, czarownice "latały na miotle" na Łysą Górę. Tyle, że ta "miotła sypiąca iskrami" to zmodyfikowana komora oscylacyjna, nad którą znajdowało się małe siodełko i drążek, którego trzymała się "czarownica" - ponieważ jednocześnie właśnie nosiły one bufoniaste i luźne szaty - tego siedziska nie było widać, ale w nocy za to doskonale było widać iskrzącą się komorę oscylacyjną i zarys ostrej czapy chroniącej głowę przez szkodliwym polem magnetycznym.

          Sama twarz ponoć była nieciekawa i brzydka. Ufonautki nie dbały o wygląd, były niechlujne, po ich domach łaziło robactwo i ogólnie był syf? Czy cały "image" czarownic był stworzony tylko na potrzeby ówcześnie pojętego "marketingu" tj. propagandy wokół czarownic, czy też faktycznie były takie, jak ich wizerunek - to wymaga żmudnych badań.

        Temat oczywiście to rzeka-morze faktów i mitów, które należy rozplątywać. Niniejszy artykuł tylko w minimalnym stopniu opisuje bardzo ogólnikowo problematykę, która dzieli się z kolei na wiele warstw i pod-dziedzin. Polecam Państwu książkę dwóch inkwizytorów-naukowców: Młot na Czarownice - zastanówcie się czytając tę książkę, czy Inkwizycja i księża pisaliby kilkuset stronicową książkę, która od naukowej strony (oczywiście wg. ówczesnych standardów nauki) pokazuje mechanizmy funkcjonowania czarownic oraz, czy faktycznie ówcześni ludzie zajmowaliby się tylko bzdurami, gdyby nie mieli faktycznych podstaw ku temu.

Magia, sacrum i rytuał we współczesnej kulturze

        Kiedy tak zwany człowiek Zachodu wkroczył w dwudziesty wiek wydawało się,  że okres wiary w gusła, bożki, czy inne zabobony ma już ostatecznie za sobą. Edukacja sukcesywnie stawała się coraz bardziej powszechna. Rozwijała się też nauka, której osiągnięcia wydawały się racjonalizować (a często wręcz dyskredytować) działanie magii, czy wszelkie przejawy sacrum.

         Tak by się  mogło przynajmniej wydawać na pierwszy rzut oka. Paradoksalnie jednak owa racjonalna dwudziestowieczna Europa stała się areną największego w swej dotychczasowej historii rozkwitu zainteresowania okultyzmem i mistycyzmem. Dwudziesty wiek był również stuleciem odrodzenia religii pogańskich. Podjęte zostały próby rekonstrukcji tych już dawno wymarłych, jak Asatru (kult skandynawskich Asów), polskie Rodzimowierstwo (kult Światowida), czy kult bogów greckich, została też upubliczniona wiedza o tych, które jakoby miały by przetrwać w schrystianizowanej Europie (angielska Wicca, czy litewska Romuva). Co leży u korzeni owego fenomenu? Dlaczego dwudziestowieczny Europejczyk żyjący w coraz bardziej racjonalnym, stechnicyzowanym i wyedukowanym społeczeństwie nie tylko nie utracił wiary w czary, duchy, demony czy bożki, lecz rozwinął ją i rozpowszechnił na niespotykaną od kilkuset lat w tej części świata skalę? Przyczyn podobnego stanu jest według mnie kilka. Należą do nich przede wszystkim ostateczne oddzielenie Kościoła chrześcijańskiego od państwa oraz idea tolerancji światopoglądowej, a co za tym idzie religijnej, które zostały usankcjonowane przez ustawy zasadnicze niemal wszystkich europejskich krajów. Z pewnością nie bez znaczenia były też, wbrew pozorom, wspomniana wcześniej powszechna edukacja oraz związany z nią rozwój rynku księgarskiego, które umożliwiły szerszym niż kiedykolwiek wcześniej kręgom odbiorców kontakt z literaturą dostępną jak dotąd jedynie nielicznym. W późniejszym czasie rolę propagatora kultów pogańskich i szeroko pojętego okultyzmu przejęły też media – gazety, kino, a później i telewizja. Ważnym czynnikiem była też w tym przypadku postępująca industrializacja, która zmieniła nie tylko dotychczasowe relacje społeczne, lecz i krajobraz ówczesnej Europy. Wydaje mi się, bowiem że wiele kultów, które rozwinęły się w dwudziestym wieku bardzo silnie odwoływało się do idei dawnych, lepszych czasów, w których to życie miało być spokojniejsze, prostsze, bliższe naturze. Podstawy odrodzenia pogaństwa i rozkwitu zainteresowania okultyzmem zaczęły powstawać  natomiast już sto lat wcześniej – w romantyzmie, który idealizował religie pogańskie oraz kultywował wiarę w magię,  w świat duchów i demonów. Prekursorem tego nurtu był chociażby szkocki poeta James Macpherson (1736 – 1796), który zasłynął przede wszystkim jako wydawca tzw. „Pieśni Osjana”, rzekomo autorstwa średniowiecznego barda, których to rękopis miał odkryć i przetłumaczyć na angielski. Co oczywiste od samego początku istniały wątpliwości co do autentyczności owych pieśni. Ostatecznie powołano nawet specjalną komisję, która po gruntownym przebadaniu tekstów orzekła, że powstały one na podstawie popularnych fragmentów ludowych legend szkockich. Orzeczenie to, co jest dość symptomatyczne, nie wpłynęło bynajmniej na popularność „Pieśni Osjana”.

          Nieprzypadkowo przytaczam  teraz przykład akurat tego poety. Problem autentyczności określanych często mianem „starożytnych” manuskryptów prezentowanych w licznych dwudziestowiecznych lożach okultystycznych, bądź odnajdywanych w tajemniczych okolicznościach świętych tekstów religii pogańskich jest dość powszechny. W 1899 roku amerykański dziennikarz i ceniony badacz włoskiego folkloru Charles Godfrey  Leland opublikował swoje najbardziej wpływowe i zarazem kontrowersyjne dzieło noszące tytuł, „Aradia, czyli Ewangelia Czarownic” („Aradia, or The Gospel of The Witches”). Zaprezentował on w nim teksty przekazane mu przez poznaną w 1886 roku w Toskanii tajemniczą Maddalenę. Czarownictwo przedstawione w „Aradii, czyli Ewangelii Czarownic” nie było wcale satanistyczną sektą znaną, chociażby z kontrowersyjnego, „Malleus Maleficarum” opublikowanego w 1487 roku przez dwóch dominikańskich inkwizytorów Jacoba Sprengnera i Heinricha Kramera, lecz pogańskim kultem płodności czczącym boginię nocy Dianę i boga światła noszącego imię Lucyfer.

         Ów punkt widzenia, jakkolwiek kontrowersyjny, nie był jednak wcale aż tak nowatorski. Już w 1828 roku niemiecki profesor kryminalistyki na Uniwersytecie Berlińskim Karl Ernst Jarke po przeanalizowaniu materiałów dowodowych z siedemnastowiecznych procesów czarownic doszedł do wniosku, że czarownictwo było tak naprawdę pogańską religią, prześladowaną i szkalowaną przez chrześcijan.  W 1839 roku natomiast dyrektor archiwów w Baden Franz Josef Mone rozwinął tę tezę dopatrując się jego korzeni w greckich misteryjnych kultach Hekate i Dionizosa. Najpopularniejszą dziewiętnastowieczną publikacją na temat czarownictwa stała się jednak „Czarownica” („La Sorcière”) z 1862 roku napisana w przeciągu zaledwie dwóch miesięcy przez słynnego francuskiego historyka Julesa Micheleta.  Według Micheleta czarownice czciły boga natury utożsamianego z greckim Panem lub Priapem. Porywająca, poetycka wizja Micheleta bez wątpienia wpłynęła na amerykańską feministkę Matildę Joslyn Gage, która w 1893 roku opublikowała szeroko komentowaną książkę „Kobieta, Kościół i Państwo” („Woman, Church, and State”). Czarownice zostały w niej przedstawione jako kapłanki starożytnego kultu Wielkiej Bogini prześladowane przez mizoginicznych chrześcijan. To właśnie Gage jako pierwsza zaprezentowała przemawiającą do wyobraźni, aczkolwiek niemającą raczej oparcia w rzeczywistości, liczbę dziewięciu milionów kobiet straconych podczas prześladowań.  W nurt utworzony przez powyższe publikacje doskonale wpisuje się koncepcja Starej Religii, La Vecchia Religione, przedstawiona, w „Aradii, czyli Ewangelii Czarownic” Lelanda. Jednak zarówno publikacja Lelanda, jak i książki Micheleta i Gage, chociaż głośne, spotkały się z krytycznym przyjęciem świata nauki. Dopiero „Kult czarownic w Europie Zachodniej” („The Witch Cult In Western Europe”) z 1921 roku i „Bóg Czarownic” (The God of The Witches”) z 1933 cenionej egiptolożki dr Margaret Alice Murray sprawił, że teorie na temat pogańskich korzeni uważanych dotąd za satanistyczne czarowniczych praktyk zostały powszechnie zaakceptowane przez naukowców. Murray udało się przekonać początkowo nawet tych, którzy uważali, że czarownice nigdy tak naprawdę nie istniały, a ich prześladowania były efektem zbiorowej histerii.Teorie Murray nie wytrzymały jednak próby czasu. Współcześnie uważane są raczej za anachroniczne. Kwestionuje się zwłaszcza metody badawcze przez nią stosowane, przede wszystkim nazbyt selektywne podejście do faktów. Niemniej jednak część naukowców nadal przychyla się do tez prezentowanych w jej pracach. Nie budują oni wprawdzie jej wzorem, karkołomnych teorii o zorganizowanej, ogólnoeuropejskiej religii pogańskiej – rywalce chrześcijaństwa, przyznają jednak, że wiele różnych praktyk powszechnie przypisywanych czarownicom mogło rzeczywiście wywodzić się z przedchrześcijańskich kultów płodności. Należą do nich między innymi amerykański naukowiec z Uniwersytetu Kalifornijskiego Carlo Ginzburg i, po mimo krytycznego stosunku do dzieł Murray, słynny rumuński religioznawca Mircea Eliade. Tymczasem w latach pięćdziesiątych dwudziestego wieku, kiedy, po publikacjach dzieł dr Murray, wydawało się, że o czarownictwie nie da się już powiedzieć nic nowego ani zaskakującego w 1954 roku, po zniesieniu w Wielkiej Brytanii ostatnich praw wymierzonych przeciwko czarownicom, światło dzienne ujrzała książka emerytowanego angielskiego urzędnika i antropologa – amatora dr Geralda Brosseau Gardnera nosząca tytuł „Współczesne czarownictwo” („Witchcraft Today”).

         Gardner od 1939 roku szacowny członek Brytyjskiego Towarzystwa Folklorystycznego, autor cenionej pracy antropologicznej  „Keris oraz inne bronie malajskie” („Keris and Other Malay Weapons”, 1936) twierdził w niej mianowicie, że nie tylko zgadza się całkowicie z tezami dr Margaret Alice Murray, (która napisała zresztą przedmowę do jego książki), lecz, że opisany przez nią kult Rogatego Boga Śmierci i Odrodzenia oraz jego matki i zarazem kochanki, Bogini Księżyca i Magii, przetrwał w ukryciu epokę prześladowań, a sam autor został do niego inicjowany pod koniec lat trzydziestych. Pomimo wsparcia ze strony Murray żaden naukowiec nie podszedł poważnie do wyznań Gardnera, w przeciwieństwie do czytelników jego książek – Gardner napisał w 1949 fikcyjną powieść o czarownicach „Z pomocą wysokiej magii” („High Magic’s Aid”), a w 1959 roku kontynuację „Współczesnego czarownictwa” zatytułowaną „Znaczenie czarownictwa” „(The Meaning of, Witchcraft”)). Pod wpływem ich lektury do Gardnera zaczęli zgłaszać się ludzie pragnący przyłączyć się do tajemniczego kultu. Ci najbardziej zdeterminowani zazwyczaj osiągali swój cel. Gardner zaczął dość szybko tworzyć kolejne, tak zwane, koweny czarownic. W 1964 roku pierwszy taki kowen powstał w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej. W tym kraju kult ów przeszedł jednak znaczną transformację. W Anglii  przyłączali się do niego raczej konserwatywni przedstawiciele klasy średniej. W Stanach Zjednoczonych tymczasem czarownictwo przyciągnęło przede wszystkim feministki, które uczyniły z niego kult Bogini.  W 1979 roku ukazała się książka Miriam Simos (tworzącej pod pseudonimem Starhawk) pod tytułem  „Spiralny Taniec: odrodzenie starożytnego kultu Wielkiej Bogini” („The Spiral Dance: A Rebirth of The Ancient Religion of The Great Goddess”). Jak dotąd jest to najpopularniejsza na Zachodzie publikacja dotycząca współczesnego czarownictwa – zawierająca nie tylko teorię, lecz przede wszystkim rytuały. Jej sukces zapoczątkował całą serię podręczników dla czarownic – tych pisanych zarówno z feministycznej, jak i bardziej klasycznej perspektywy. Prezentowano w nich rytuały, modlitwy, zaklęcia, porady, jak od podstaw tworzyć koweny. Po pewnym czasie czarownictwo gardneriańskie – z założenia misteryjna, inicjacyjna religia – stało się jedną z wielu odmian czarownictwa. Współcześnie spora część czarownic praktykuje samotnie na podstawie dostępnych w książkach materiałów.      Dwudziestowieczne odrodzenie czarownictwa miało również znaczący wpływ na współczesną  sztukę. Twórczość Gardnera i Starhawk posłużyła za inspirację do powstania jednej z najpopularniejszych książek fantasy ubiegłego stulecia – „Mgieł Avalonu” („The Mists of Avalon”, 1981) autorstwa Marion Zimmer Bradley, która to zapoczątkowała cały cykl niezwykle poczytnych powieści o kapłankach Bogini z tajemniczej wyspy Avalon, znajdującej się jakoby kiedyś na terenie dzisiejszego Glastonbury w hrabstwie Somerset.  O pogańskich czarownicach pisze też inna amerykańska pisarka – Diana L. Paxson. Na rodzimym gruncie z tematem czarownictwa zmierzył się też Andrzej Sapkowski w trylogii poświęconej przygodom niejakiego Reinmara z Bielawy. O czarownictwo upomniała się też dziesiąta muza, czego efektem był  niezwykle popularny, także w Polsce, serial brytyjski „Robin z Sherwood”  („Robin of Sherwood”) powstały w latach 1983 – 1985, czy chociażby „Czarodziejki” („Charmed” 1998 – 2006) wyprodukowane przez słynnego Aarona Spellinga. Na srebrnym ekranie spory sukces, przynajmniej kasowy, odniosły „Szkoła czarownic” („The Craft” 1996), „Totalna magia” („Practical Magic” 1998) czy druga część słynnego „The Blair Witch Project” – „Księga Cieni: Blair Witch 2” („Book of Shadows: Blair Witch 2” 2000), w której jedną z głównych bohaterek jest czarownica – poganka.  Poświęciłem czarownictwu tak wiele miejsca nie bez powodu. Starając się pokazać, że we współczesnym społeczeństwie nadal bardzo ważna jest obecność magii, sacrum i rytuału nie sposób było nie skupić się na czarownictwie, które, w przeciwieństwie do licznych lóż okultystycznych bądź niewielkich kultów, jest obecnie jedną z najszybciej rozwijających się religii w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej, a które zawiera wszystkie komponenty. 

         Przede wszystkim jest, więc misteryjną religią celebrującą w dość rozbudowanych rytuałach cykl narodzin, życia, śmierci i odrodzenia. Jest też religią magiczną, co oznacza, że jej członkowie – niezależnie od wykształcenia, czy środowiska, z którego się wywodzą – czarują. Czym jednak jest według współczesnych czarownic magia? Bardzo trudno jest udzielić na to pytanie jednoznaczną odpowiedź, gdyż współczesne czarownice nie posiadają ujednoliconego systemu wierzeń. To, co je łączy to konkretny zestaw praktyk zawartych w tak zwanej Księdze Cieni. Natomiast wszelkie teorie podejmujące się wytłumaczenia przyczyn działania owych rytuałów, czy zaklęć magicznych różnią się często nawet w obrębie jednej niewielkiej grupy. Istnieją czarownice, które uważają, że podczas swych praktyk niejako programują się na osiągnięcie konkretnych efektów. Są też takie, które uważają, że moc magiczna pochodzi od pogańskich bogów, bądź jest formą mistycznej energii, z której zbudowany jest świat, a którą czarownica wykorzystuje praktykując swoją Sztukę. Sukces czarownictwa jest moim zdaniem aż tak wielki, gdyż wymaga ono od swoich członków aktywnej postawy wobec świata, zaangażowania, kreatywności, nie narzucając przy tym żadnych dogmatów, ani też norm etycznych. Światopogląd konkretnej czarownicy zależy, więc całkowicie od niej samej – jej inteligencji, wrażliwości i erudycji. Niemniej jednak dość powszechnie duży nacisk kładzie się na osobistą odpowiedzialność za podjęte działania, odwołując się często do zapożyczonego ze wschodnich religii pojęcia karmy. Koweny czarownic – grupy, w których zbierają się żeby czarować  i czcić swoich bogów zazwyczaj przypominają rodzinę. Rytuał inicjacji jest w tym przypadku rodzajem adopcji. Ponieważ współczesne czarownice zazwyczaj pochodzą z dużych miast, których mieszkańcy często borykają się z poczuciem alienacji być może owe bliskie więzi, które można nawiązać w kowenie dodatkowo podnoszą atrakcyjność czarownictwa w oczach potencjalnych wyznawców.

         Paradoksalnie, więc czarownictwo ma wiele cech, które czynią je idealną  religią dla współczesnego człowieka – aktywnego, samodzielnego i niezależnego. Ponad to stanowi ono doskonałą odskocznię od otaczającej go rzeczywistości – z linearnego czasu świeckiego pozwala mu się przenieść w mityczny, religijny bezczas obowiązujący podczas rytuału. Poznaną, oswojoną, niejednokrotnie strywializowaną przestrzeń świecką czyni przestrzenią sakralną. Swoje rytuały odprawiają, bowiem czarownice nie w specjalnie przeznaczonych do tego celu świątyniach, lecz we własnych domach, bądź na łonie natury. Współczesne czarownictwo dąży do zatarcia na każdej niemal możliwej płaszczyźnie dość wyraźnie wytyczonych w zachodniej kulturze granic pomiędzy sacrum a profanum. Cała natura jest według nich święta, podobnie jak czas jest spiralnym czasem sakralnym. Według czarownic współczesny człowiek nie musi też być wcale wyobcowany z otaczającego go świata. Jest jego integralną częścią, przez co może pozostawać w stałym, intymnym kontakcie z siłami przyrody: zwierzętami i roślinami. Traktuje je przy tym jako byty równorzędne, z którymi jest w stanie koegzystować w symbiozie – pomagając im oraz uzyskując pomoc od nich.

         Czarownictwo, więc wydaje mi się być odpowiedzią na bolączki współczesnego człowieka – samotność, poczucie wyobcowania, przesadny racjonalizm i pragmatyzm. Jednocześnie kultywując te cechy, które mają  ogromne znaczenie dla poprawnego funkcjonowania w dzisiejszym społeczeństwie zachodnim.