Get Adobe Flash player

Liczniki dla stron


 FORUM 

Europe


MIEJSCA KULTU CZAROWNIC

W POLSCE I EUROPIE

     Każde polskie dziecko wie, że czarownice zwykły spotykać się na Łysych Górach. Skąd pochodzi to przekonanie - nie wiadomo, ale jest zakorzenione w naszej świadomości od wielu wieków. Jako miejsca sabatów czarownic postrzegane są również wszelkie wzniesienia określane mianem Babich Gór (nie zapominajmy, że wiedźmy nazywano niegdyś również babami), choć oczywiście nie są one tak popularne jak osławione Łyse Góry.
     Najbardziej znanym miejscem spotkań czarownic na ziemiach polskich jest oczywiście Łysa Góra, położona na terenie Gór Świętokrzyskich. Wznosi się ona na wysokość 593 metrów n.p.m. i jest drugim, co do wysokości (po Łysicy – 611 metrów) szczytem tychże Gór Świętokrzyskich. Tajemnicza, owiana legendami góra od dawna skupia na sobie uwagę dziejopisarzy i historyków. W ich opisach pojawiają się różne jej nazwy: począwszy od Góry Kalwarii w XII wieku, poprzez Łysiec około 1259 roku i Święty Krzyż w XVI wieku, aż do roku 1538, w którym upowszechniło się określenie Łysa Góra.
     Na podstawie badań archeologicznych ustalono, że ok. VII-IX wieku szczyt góry otaczał kamienno-ziemny wał, którego pozostałości można zobaczyć do dzisiaj. Wał miał długość prawie dwóch kilometrów, wysokość dwóch i pół metra, a na jego budowę zużyto ponad 32 tys. metrów sześciennych kamienia. Wierzchołek góry był najprawdopodobniej ośrodkiem kultu pogańskiego. I zapewne między innymi, dlatego Łysa Góra kojarzona była z czarownicami i ich zlotami, które miały się właśnie w tym miejscu odbywać.
     W Polsce znajdują się cztery wsie o nazwie Łysa Góra: w województwie małopolskim (powiat brzeski); podkarpackim (powiat jasielski); warmińsko-mazurskim (powiat szczycieński) i lubelskim (powiat hrubieszowski). Natomiast, jeżeli chodzi o góry o tej nazwie – pomimo dogłębnego przestudiowania mapy Polski niestety nie udało mi się zliczyć wszystkich, przytoczę, więc jedynie kilka przykładów. Poza Łysą Górą w Górach Świętokrzyskich na ziemiach polskich odnajdujemy:

     - Łysą Górę w Beskidach (1324 m. n.p.m.)
     - Łysą Górę koło Limanowej w Beskidach (785 m.)
     - Łysą Górę w Górach Kaczawskich (708 m.)
     - Łysą Górę koło Ropy pod Gorlicami (636 m.)
     - Łysą Górę w Bielsku (653 m.)
     - Łysą Górę koło Biecza pod Gorlicami (441 m.)
     - Łysą Górę w okolicach Suwałk, nad jeziorem Wigry (150 m.)
     Z powodzeniem można domniemywać, że wszystkie wymienione powyżej szczyty uważane były za miejsca spotkań czarownic. Jeżeli zaś chodzi o Babie Góry, to najsłynniejszą jest Babia Góra w Beskidzie Zachodnim, leżąca w Babiogórskim Parku Narodowym, o dwóch wierzchołkach - Diablaku (1725 metrów n.p.m.; nazwa iście z piekła rodem!) i Cylu (1515 metrów n.p.m.).
     A gdzie odbywały się zloty innych europejskich czarownic? U naszych zachodnich sąsiadów niewątpliwie najbardziej osławionym miejscem spotkań wiedźm jest szczyt Brocken w Górach Harzu (1142 metry n.p.m.). To właśnie tam germańskie czarownice zlatywały się rokrocznie w Noc Walpurgi i odprawiały huczne sabaty. A trzeba powiedzieć, że Brocken to góra niezwykła. Na jej wierzchołku oprócz nagłych zmian klimatu (chłód, mgła, częste opady) przy odpowiednich warunkach atmosferycznych można zaobserwować niezwykłe zjawisko, sprawiające wrażenie nadprzyrodzonego. Może się zdarzyć, że stojąc tyłem do zachodzącego lub wschodzącego słońca, ujrzymy przed sobą przedziwną zjawę: ogromnej wielkości sylwetkę na tle chmury lub mgły. Fenomen ten nazwany został widmem Brockenu i jest niczym innym, jak naszym własnym cieniem...
  
   Na obszarze reszty Europy sabaty miały odbywać się zazwyczaj w odizolowanych miejscach, głównie w lasach lub właśnie na szczytach gór. I tak w Niemczech, poza Brockenem, czarownice spotykały się w Schwarzwaldzie na południowym zachodzie kraju; w Hiszpanii osławionymi miejscami zlotów wiedźm były między innymi: miasteczko Carińena w prowincji Saragossa oraz miasteczko Zugarramurdi w Kraju Basków; we Francji - wierzchołek góry Puy de Dome w Auvergne; a w Anglii - Stonehenge.

     Czarownice od zarania dziejów wiązano z diabłami i mocami piekielnymi. W Polsce bardzo wiele nazw miejscowości pochodzi od przeróżnych określeń diabła. A gdzie diabeł - tam i wiedźma. Poniżej umieściłam spis miast i wsi, których nazwy powiązane są z tą właśnie "tematyką".
   Na mapie Polski możemy odnaleźć następujące nazwy: pochodzące od określenia "bies" - Biesal, Biesiekierz, Biesna, Biesowice, Biesowo, Biesówko, Biestrzykowice, Biestrzyków Mały, Biestrzynnik, Bieszkowice, Bieszków, Bieszków Dolny, Bieszków Górny, Bieślin, Bieśnik; pochodzące od określenia "czart" - Czartajew, Czartołomie, Czartoria, Czartoryja (2 razy), Czartosy, Czartoszowy, Czartoszczyk, Czartowice, Czartowiec; pochodzące od słowa "czary" - Czaryż; pochodzące od słowa "piekło" - Piekielnik, Piekiełko (2 razy), Piekło. Poza tym istnieją trzy wsie (dwie w województwie wielkopolskim i jedna w świętokrzyskim) oraz jedno miasto (w województwie dolnośląskim) o nazwie Sobótka, (które może oznaczać sabat czarownic). Jest także jedna Nowa Sobótka i dwie Stare Sobótki.
     Ciekawa legenda wiąże się z nazwą Bieszczad. Otóż wedle ludowych podań góry te wzięły swoją nazwę od wyhodowanych w piekle nowych odmian diabłów, z których jedne nazwano biesami, a drugie - czadami. Różniły się one nieco od reszty diablej populacji, dlatego postanowiono umieścić je w osobnym rezerwacie, przy czym wybór padł na pewną nienazwaną dotąd, dziką górską krainę. Teren "zadiablono" i nazwano: Bies-czady.

Czarownica z Lewina Kłodzkiego

     Lewin Kłodzki to wioska w województwie dolnośląskim, w powiecie kłodzkim, niedaleko Kudowy Zdrój. Około 1345 roku żył sobie tam ponoć garncarz, imieniem Duchacz, wraz z żoną Bródką, słynącą w całej okolicy z czarownictwa. Bródka zmarła nagle, tuż po tym, jak miejscowy proboszcz próbował odprawić nad nią egzorcyzmy. Jako czarownicę pochowano ją nie na cmentarzu, lecz, zgodnie z tradycją, na rozstajnych drogach. Po tym wydarzeniu w okolicy poczęły dziać się dziwne rzeczy. Zmarła ukazywała się a to pod postacią zionącej ogniem krowy, a to przybierając swoje własne oblicze, rozmawiała z ludźmi, straszyła ich, a nawet przyprawiała o utratę zmysłów lub życia. Żeby temu zaradzić, wykopano zwłoki czarownicy i wtedy okazało się, że choć od pochówku minęło już wiele czasu, pozostają one w stanie nienaruszonym. Ciało przebito więc dębowym kołkiem i zakopano z powrotem. Ale rychło okazało się, że zmora wcale nie przestała straszyć i zabijać ludzi w okolicy. Wówczas ponownie rozkopano grób, przy czym stwierdzono, że zmarła trzymała w dłoniach wyciągnięty z ciała kołek. Wtedy spalono ciało wiedźmy, a prochy zmieszano z ziemią i zagrzebano. Dopiero po takim rozwiązaniu sprawy czarownica zaprzestała swej działalności.

Czarownica z zamku w Mirowie

    Mirów i Bobolice położone są w odległości około 1,5 km. od siebie, w województwie śląskim, na Wyżynie Krakowsko-Częstochowskiej. W dawnych wiekach obie wioski oraz górujące nad nimi zamki były własnością dwóch braci, tak podobnych, że prawie nikt nie potrafił ich odróżnić. Żyli dostatnio, gromadząc skarby przywożone z wypraw wojennych w podziemnym tunelu, łączącym zamki. Skarbów strzegła okrutna czarownica o czerwonych oczach. Razu pewnego jeden z braci przywiózł z wyprawy wojennej piękną brankę, w której zakochał się jego brat. Zazdrosny wojak zamknął wtedy dziewczynę w podziemiach, przykazując czarownicy, by jej pilnowała. Jednak kiedy czarownica odleciała na Łysą Górę, drugi z braci potajemnie wybrał się do tunelu, odwiedzić brankę. A gdy pierwszy brat odnalazł tam drugiego z dziewczyną w objęciach, bez zastanowienia pozbawił go życia. Niedługo po tym, nękany wyrzutami sumienia, zginął od uderzenia pioruna. Piękna panna pozostała w lochach, gdzie po dziś dzień strzeże jej czarownica, nie pozwalając żadnemu śmiałkowi zbliżyć się do dziewczyny.

Czarownica z Krotoszyna

   Krotoszyn to miasto w województwie wielkopolskim, w powiecie krotoszyńskim. Według legendy mieszkała tam ongiś słynna w całej okolicy zielarka, o imieniu Kunegunda. Utrzymywała się ze sprzedaży cudownych mikstur na przeróżne dolegliwości, które sporządzała ze zbieranych przez siebie polnych i leśnych ziół. Jej dekokty nigdy nikomu żadnej krzywdy nie wyrządziły, mało tego, prawie zawsze były skuteczne i pomagały. Toteż sława Kunegundy rosła. Znachorka cieszyła się wśród ludzi poważaniem i szacunkiem, a jej obecności nie mogli znieść tylko miejscowi lekarze, którym odbierała klientów. Rychło więc zaczęli szerzyć plotki na temat rzekomych konszachtów znachorki z diabłem i z mocami piekielnymi, zwąc ją wiedźmą i czarownicą. Kiedyś zdarzyło się, że Kunegunda wracając z lasu przechodziła koło trzech stojących obok siebie na niewielkim wzgórzu wiatraków, mielących zboże dla okolicznych mieszkańców. Młynarze, którzy zdążyli już nasłuchać się tego i owego od medyków, poczęli lżyć znachorkę, a jeden nawet poszczuł ją psami. Kunegunda pozostawała niewzruszona, dopóki nie padł pierwszy kamień, którym została uderzona. Wtedy odwróciła się do młynarzy i zawołała: "Strzeżcie się! Niebawem jeden z młynów pochłonie pożar i nigdy nie będzie tu już trzech wiatraków!". Niedługo rzeczywiście jeden z młynów spłonął od uderzenia pioruna. Odbudowano go, ale już w następnym roku spalił się inny młyn. Również został odbudowany, ale nie upłynęło wiele czasu, kiedy spłonął trzeci wiatrak. Pożary i odbudowy powtarzały się przez kilka lat, dopóki ktoś nie przypomniał sobie proroczych słów Kunegundy, spoczywającej już wtedy na cmentarzu. Zaniechano, więc odbudowy kolejnego spalonego młyna i od tamtej pory na wzgórzu stały tylko dwa wiatraki.

Czarownica z Chrzypska

    Chrzypsko Wielkie to wieś i gmina, położona w północno-zachodniej Wielkopolsce, około 60 km. od Poznania. Największym z akwenów tego obszaru jest Jezioro Chrzypskie, z którym wiąże się pewna legenda. Otóż według niej, w miejscu gdzie obecnie znajduje się jezioro, było niegdyś miasteczko, w którym co pewien czas odbywały się targi. Zawsze przybywała na nie tajemnicza staruszka, a pewnego razu wybrała się do miasteczka z zamiarem kupienia świni. Kupiec, z którym chciała dokonać targu, był dla niej bardzo niemiły. Zniecierpliwiona staruszka – jak się później okazało, czarownica – ostrzegła, że rzuci na niego klątwę. Kiedy groźba nie poskutkowała, wiedźma sprawiła, że całe miasteczko zniknęło pod wodą. Podobno po dziś dzień na jeziorze czasem ukazuje się kamienna droga, prowadząca do zatopionego miasteczka, a z oddali słychać bicie kościelnych dzwonów.

Czarownica z Łęgu Mikołajskiego

    Legenda o wiedźmie wiąże się również z jeziorem Bełdany, położonym na szlaku Wielkich Jezior Mazurskich, łączącym Ruciane-Nida z Mikołajkami. Czarownicę u brzegów Bełdan często widywały kobiety z okolicznych wsi. Miała ona bardzo długie włosy, które podczas jej wędrówek często zaplątywały się w sitowiu. Rozplątywanie trwało czasem i trzy dni, podczas których fale jeziora mocno się wzburzały, a chichot wiedźmy dochodził aż do zatoki koło Wierzby. Rybacy powiadali wtedy, że czarownica myje włosy w Bełdanach. Nie wypływali w jezioro i nie usiłowali zarzucać sieci.

________________________________________________________________________________

Czarownice z Liechtensteinu

         Księstwo Lichtenstein, ostatni bastion katolicyzmu na wschodnich rubieżach Szwajcarii. Powstało w XVI wieku na skutek połączenia hrabstwa Vaduz (obecnej stolicy księstwa) i posiadłości Schellenbergu.

         Dziś w Kościele katolickim teren ten znany jest przez wzgląd na Arcybiskupa Wolfganaga Hassa. Człowieka znienawidzonego przez Szwajcarów, a uwielbianego przez Lefebvrystów i stronnictwa konserwatywne. Jeżeli ktoś zna Kościół katolicki w Szwajcarii jego pozytywy i negatywy sam sobie ułoży odpowiedni osąd na temat Księcia Kościoła zasiadającego na tronie w Vaduz. Dziś niewiele osób jednak zdaje się pamiętać, że za czasów, kiedy przez Europę przewijała się istna fala wojen religijnych w tym niepozornym księstwie odbywało się polowanie na czarownice.

         W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XVII wieku lud mieszkający na terenie Księstwa miał przywilej wybierania sędziów. Ci z kolei osądzili w latach od roku 1648 (w czasie, gdy w Polsce było powstanie Chmielnickiego na Ukrainie) do 1651 około 100 osób skazując je na śmierć jako czarownice, bądź czarnoksiężników. Druga faza „polowań na czarownice" miała miejsce na początku roku 1678, zaś ostatnia na przełomie roku 1679/80. Bardzo ciężko jest skompletować dane osób osądzonych podczas dwóch ostatnich faz. Wiadomo jednak, że na początku roku 1679 osobą odpowiedzialną za wspomniane polowania na terenie hrabstwa Vaduz był dr Romaricus Prügler von Herkelsberg. Osoba ta znacznie przyczyniła się do tego, że po 20 procesach dr Thomas Welz z Lindau szybko obwołał te tereny „Księstwem Czarownic". Był to początek końca inkwizycji liechtensteinskiej. Ciekawe, bo w niecały rok później; Joseph Andreas Walser z Feldkirchu, (czyli dzisiejszej Austrii) osądził, skazując na śmierć 25 osób i na tamtejszym terenie nie było żadnych większych sprzeciwów ze strony społeczeństwa.

         Pierwszym sprzeciwem odnośnie inkwizycji w księstwie było wystąpienie Marii Eberlin von Planken zaraz po ucieczce z więzienia w Vaduz. Wkrótce po tym fakcie przystąpił do niej nieznany notariusz z Feldkirchu, a i w niedługim czasie proboszcz Triesner — Valentin von Kriss. Dzięki swoim wystąpieniom ocalili oni w grudniu 1680 r. jedną kobietę od spalenia na stosie. W krótki czas po tym wydarzeniu wspomniany proboszcz wraz z pięcioma bliskimi mu osobami musiał uchodzić z terenów hrabstwa Vaduz. Uciekając zdążył jeszcze napisać do Urzędów w Innsbrucku dwa oddzielne memoriały skierowane do cesarza. Cesarz przysłał specjalną komisję (pod kierownictwem opata Ruperta von Bodman), która miała zbadać postępowanie sędziów z Liechtensteinu. Wszystkie akta dotyczące tej sprawy można dziś znaleźć w bibliotece uniwersytetu w Salzburgu.

         Zaraz po przybyciu komisji do Vaduz zawieszono „polowanie na magów wszelkiej maści". Ale to tylko tak na chwilkę, bo jak możemy wyczytać we wspomnianych aktach, to nie komisja osądziła hrabiego Vaduz, lecz hrabia komisję, a samego opata wysłał do więzienia w Schwaben, gdzie ten w 1686 r. zmarł. Tymczasem konflikt między zwolennikami a przeciwnikami inkwizycji narastał w hrabstwie. Nienawiść między oprawcami a krewnymi ofiar wrosła w serca całych pokoleń. W sumie na terenie obecnego Liechtensteinu straciło życie około 200 domniemanych czarownic lub też czarowników. Nie jest żadną tajemnicą, że przyczyną tego typu procesów były porachunki osobiste lub ewentualnie sprawy finansowe. Winą za nie często obarcza się hrabiego Vaduz, ale niewielu wie, że był on pod wpływem hrabiego von Hohenems, u którego był zadłużony.

         Dziś na terenie Księstwa niewiele można usłyszeć na te tematy. Wiele osób w Szwajcarii mówi, że Liechtenstein otrzymał nowego inkwizytora pod postacią Arcybiskupa Hassa tłumiącego wszelkie przejawy liberalizmu. Ale ten niewiele przejmuje się tymi plotkami, mając tak potężnego protektora, jakim jest Książe von und zu Liechtenstein — Hans Adam II.

   Czarownice hamburskie

     Przeglądając liczne opracowania, jakie są dostępne w języku niemieckim na temat prześladowań czarownic na terenie Hamburga, zauważyłem, że nie ma zbyt wielu danych dotyczącej tego miasta. Niemniej jednak źródła mi dostępne wymieniają liczbę przynajmniej 40 kobiet, które zostały spalone na stosach miejskich w latach 1444-1642. Pomimo tego, że procesy skierowane przeciwko czarownicom stosunkowo wcześnie rozpoczęły się, (jeżeli weźmiemy pod uwagę strefę języka niemieckiego), również bardzo wcześnie zakończyły się.

      Przez wzgląd na rozkwit handlu, Hamburg w XVI/XVII wieku był miastem liczącym się gospodarczo. W roku 1500 na terenie miasta mieszkało około 15.000 osób. Poprzez napływ społeczności holendersko-żydowsko-portugalskiej, a także angielskich „podróżników", liczbę mieszkańców należałoby szacować już w 100 lat później na ok. 36-40.000. Zaś pod koniec XVII wieku liczba ta wynosiła ok. 75.000 tworząc tym samym największe skupisko społeczne północnych Niemiec. Reformacja luterańska nie pozostawiła w Hamburg większych uprzedzeń religijnych, a jedynie przyczyniła się do zreformowania struktur kościelnych, z których owocnie korzystały rodziny kupców i gremia polityczne miasta. Pod koniec wieku XIII miasto od strony prawnej było opozycją do holsztańskich posiadłości, a także cesarskich dekretów aż do1618 r., Lecz już w 1768 r. zostało prawnie uznane przez duński Schleswig-Holstein. W prawie miejskim można było dostrzec wyraźne elementy niezależności tego ośrodka handlu. W „sądzie niższym" zasiadało 12 ławników, zaś po roku 1623 dołączyli do nich dwaj prawnicy i siedmiu mieszczan.         W prawie miejskim z 1270, 1301 i 1497 r. możemy przeczytać: "ci chrześcijanie, którzy od Boga się odłączyli przez czary lub truciznę, będą schwytani"a następnie skazani na spalenie. Widzimy, zatem, że prześladowania czarownic zawitały w sposób ostateczny do prawodawstwa miejskiego w 1497 r. Do rozpoczęcia procesu sądowego należało przedstawić radnym fakty „szkodliwości społecznej" danego osobnika. Najczęściej przy tej okoliczności wypytywano sąsiadów oskarżonego, którzy mogli mu pomóc, lub przysłowiowo „dolać oliwy do ognia". Przy zarzucie okaleczenia kogoś lub zabójstwa trzeba było ponadto przedstawić 2 wiarygodnych świadków.

         Dowody dotyczące prześladowań czarownic w XV i XVI wieku w Hamburgu możemy po dziś dzień odnaleźć w archiwum miejskim w postaci rachunków. Przykładowo posłańcowi Johannowi Prangen w 1444 r. wypłacono z kasy miejskiej znaczną sumę pieniędzy za "incantatrix" Kathariny Hane. Wspomniany posłaniec otrzymał również premię za egzekucję Kathariny. Był to pierwszy proces inkwizycyjny na terenie północnych Niemiec. W tym też samym roku kasa miejska wypłaciła posłańcowi kwotę pieniężną za "mulier divinatrix". W 1470 spalono kolejną "maleficiatrix", zaś w1474 r. ustalono sumę kosztów przysługujących za "incantatrix".

         Od pierwszej połowy XV w. Do połowy wieku XVI kroniki miejskie notują kolejne procesy:

a) 1529 r. — zmarła w więzieniu "malefica",natomiast dwie kolejne zostały spalone.

b) W1533 r. spalono kobietę, którą kroniki miejskie nazwały w 1540 r. "etliche Zauberschen".

c) W 1544 r. skazano na śmierć dwie "veneficae", zaś dwie inne kobiety zwolniono z więzienia.

d) 1545 spalono sześć "incantatrices"i jedną "saga".

e) 1553 stracono jedną "venefica".

f) 1555 spalono dziewięć "maleficae".

g) Pod datą 1581 kroniki umieszczają 6 spalonych czarownic.

h) 1583 spalono Abelke Bleken za „pakt z diabłem"

i) 1589 spalono Wilcke Vetten wraz z ciałem zmarłej żony.

j) W 1591 r. zginął Metke Poleuer za posiadanie „siły uzdrawiania".

k) 1594 Lemke Niper (vel. Meyer) zakończył żywot z powodu „zawarcia diabelskiego paktu".

Carl Trummer podaje w swoim spisie kolejne przypadki, jakie miały miejsce w latach 1576 — 1594. A były to egzekucje czterech mężczyzn i 10 kobiet.

Od połowy wieku XV. Do końca wieku XVI. Pod zarzutami czarów, produkcji trucizn, przepowiadania przyszłości, czy też uzdrawiania, stracono przynajmniej 35 kobiet. W drugiej połowie XVI. wieku na terenie Hamburga odbywały się już tylko pojedyncze procesy. Przeglądając tę koszmarną listę warto zwrócić uwagę na rok 1583. Proces Abelke Bleken był przykładem kumulacji win domniemanej czarownicy. Rozprawy sądowe, jakie toczyły się w Hamburgu prawie do roku 1635 były przeprowadzane w formie ustnej. W latach 1588 — 1642 zaczęły podczas rozpraw pojawiać się już „księgi oskarżeń" dla „niższych sądów" (1588-94, 1607-10, 1640-42), a także „księgi apelacyjne" (1589-1628). Prawne unormowanie kar pojawia się w Hamburgu z początkiem XVII wieku wraz z nową kodyfikacją prawa w 1603/05. Wypadki zarówno czarów jak i „paktów z diabłem" zostały tam również ujęte. Dla obu przypadków przeznaczono karę „ognia i miecza". Komentator prawa Sub-Syndicus Möller (zmarły w 1625) określił również w artykułach miejskich, że za „przepowiadanie przyszłości" należy wymierzać karę więzienia, bądź karę pieniężną. 

         Informacja o tego typu czynach była najczęściej zgłaszana do „sądu niższego". Sprawa była rozpatrywana, gdy do zeznań dołączano dowody lub świadków. W swoich komentarzach, Sub-Syndicus Möller często powoływał się przy osądzaniu winy na 44 artykuł „Caroliny", gdzie była mowa o "Czynach i okolicznościach". Hamburskie Komentarze stały się, zatem niejako uzupełnieniem „Caroliny".

         Prawodawstwo z1603/05 wraz z komentarzami miało więc istotny wpływ na rozwój i działalność inkwizycji w Hamburgu. W XVII w na mocy tych przepisów skazano w mieście sześć osoby na karę „spalenia":

1) w 1606 r. Engel Reimers za posiadanie darów uzdrawiania,

2) w 1610 r. zwłoki Anneke Petersens za „pakt z diabłem",

3) w 1642 r. Cillie Hempels została skazana na śmierć za uprawianie magii i mord własnego męża, zaś, Gretje Wevers została oskarżona o uprawianie magii.

4) Catharine Carstens (1601) i Abelke Dabelstein (1619) zakończyły również żywot „na miejskim placu".

          Od roku 1701 procesy czarownic powoli odchodzą w zapomnienie. Liczba przeprowadzonych procesów przeciwko czarownicom, jak już wcześniej wspominałem, zawiera się w około 40 przypadkach. Należy jednak pamiętać, że są to przypadki udokumentowane w postaci akt sądowych. Pozostają natomiast przypadki nieudokumentowane. Praktyka sądownicza Hamburga w XV i XVI w. Szybko rozprzestrzeniła się na inne miasta hanzeatyckie: Lubekę leżącą na terenie Holstein, Kolonię, Rostock i Wismar w Mecklenburgi.

          Długo zastanawiałem się nad przyczynami tychże procesów. Myślę, że czas poreformacyjny można zrozumieć po wzięciu pod uwagę pewnych aspektów. W roku 1991 Sigrid Gailus-Döring nie doszukiwał się w swojej pracy żadnych socjologiczno-ekonomicznych przyczyn tego zjawiska. Ale powróćmy do wspomnianego roku, 1583 kiedy odbywał się proces Abelke Bleken. Rok ten był przełomem późnego Średniowiecza i wczesnej Nowożytności. Procesy, które odbywały się od ok. 1540 r. często były przyczyną konfliktów miejskich. Również w tym okresie zaczęły pojawiać się liczne modyfikacje statutów miejskich, co spowodowało, że sprawa czarownic szybko zeszła na plan drugorzędny a w konsekwencji hambuskie czarownice przeszły „ad acta" nie stanowiąc większego problemu w interesach. Być może na stosy przez wspomniany przeze mnie okres trafiały osoby, które powstrzymywały „gospodarczy boom" osoby, które utrudniały rozkwit handlu?

    Helweckie czarownice

         Jak już pisałem w wielu artykułach procesy czarownic w Europie Zachodniej zbierały największe żniwo w czasach nowożytnych? Tak też i było na terenie dzisiejszej Szwajcarii.

         Najwięcej egzekucji zostało tutaj przeprowadzonych pod koniec XVI i na początku XVII w. Najczęściej ich przyczyną były konflikty religijne, które w końcowej fazie doprowadziły do wojny trzydziestoletniej (1618-1648). Inni historycy twierdzą, że przyczyną było ciągłe poszukiwanie „kozła ofiarnego" ówcześnie szalejącej epidemii dżumy, a także liczne zmiany klimatu zwane przez historyków „małym zimnym okresem". Wszystkie te czynniki bardzo często były powodem powstawania napięć w społeczeństwie. Wzmożone prześladowania starszych kobiet i bogacenie się rolników dążących do prywatyzacji, pogrążały społeczeństwo w i tak już licznych problemach. Protokoły z procesów czarownic opisują liczne wypadki prześladowań. W Bernie nazywano je (lub ich) po prostu „Złoczyńcami" (dosł. „Unholdin" lub „Unhold") przedstawianymi jako osoby opętane przez diabła chodzące w czarnych swetrach i smarujące „złowieszczą maścią" bydło i ludzi „na pomór". Jak już opisywałem w artykule dotyczącym kantonu Vaud szczególnie na tamtym terenie obwiniano czarownice o sprowadzenie epidemii dżumy? Kroniki podają za przyczynę epidemii — „diabelską maść". A kary za takie czyny były surowe. Przykładowo w 1539 r. w Zürichu spalono osoby, które zostały oskarżone o sprowadzenie gradu i fali deszczów. Podobne też wypadki miały miejsce w kantonie Obwalden, kiedy to szukano odpowiedzialnych za wylanie rzeki.

         Nienawiść do czarownic była spowodowana w Szwajcarii prześladowaniami antyżydowskimi, a także teoriami „tańców sabatycznych". Zarówno bajki, legendy jak i opowieści ludowe umacniały społeczeństwo w przekonaniu, że magowie są „diabelskimi rycerzami". Fantazja ludzka nie mając granic nazywała również osoby stawiane przed sądami — „boginiami polującymi" oczywiście w imieniu diabła. Nie należy jednak zapominać, że kantony katolickie były gorliwsze (w przeprowadzaniu „polowań"), niż protestanckie. Podobnie jak na innych terenach tak i w Szwajcarii, częściej prześladowano kobiety niż mężczyzn. Powołując się na liczne kroniki, Guido Bader podał w 1945 r., że na terenie Szwajcarii zabito ponad 5000 czarownic i czarowników. Najaktywniejsze prześladowania odbywały się we wspomnianym kantonie Vaud, gdzie w latach 1580-1655 spalono ok. 1700 osób. Z tej liczby ok. 65%, czyli 2/3 stanowiły kobiety, zaś ok.35% (1/3) mężczyźni. Setki wyroków śmierci wydał również katolicki kanton Freiburg. Znane jest, bowiem zdarzenie z 5 maja, 1430 r., kiedy to, przed freiburskim sądem prowadzonym przez Urlicha de Torrente (z Lozanny) oskarżono i skazano na spalenie 60-letniego Petera Sagera należącego do ugrupowania Waldensów. Na terenie Gryzonii (Graubünden) prześladowania były niezależne od wyznawanej religii i pochłonęły ponad 500 ofiar (dosł. „grooß Häxatöödi"). Na terenie książęcej diecezji Basel (tereny dzisiejszego kantonu Jura) zabito 148 czarownic, z czego 71 w samym tylko mieście Ajoie. W nim również w latach 1609-1617 zabito 61 osób. We francuskojęzycznym kantonie Neuchâtel pojawiło się ponad 220 wyroków śmierci, zaś w Lucernie i okolicach Sursee (w latach 1550-1675) ponad 250. Na terenie Nidwalden szacuje się — 100, zaś w Obwalden (w latach 1608-1696) — 109. W roku epidemii dżumy (1629) zginęły tu 33 osoby. Również we włoskojęzycznym Ticino pojawiło się ponad 100 wyroków śmierci. W Genewie (w latach 1520-1681) — 70, nie licząc 79 „sprawców" wspomnianej epidemii. Sama tylko dżuma była przyczyną licznych egzekucji: w roku 1545 (29), 1568/69 (8), 1571 (36) i 1615 (6). W odległym Appenzell, Solothurn i Aargau szacuje się po około 60 ofiar. W kantonie Schwyz ok. 35. Archiwa nie podają konkretnej liczby dla kantonu Uri. Również tylko nieliczne źródła wspominają coś o kantonach Zug i Wallis.

      W Zürichu mówi się o 80 czarownicach, z których żadna nie pochodziła z miasta. Kanton St. Gallen również pozostaje „białą plamą" na inkwizycyjnej karcie Szwajcarii.

         Pisząc o Inkwizycji na terenie Szwajcarii chciałbym również omówić wspominaną, wielokrotnie kwestię epidemii dżumy, a także prześladowania Żydów na tamtejszym terenie. Wymienione fakty bardzo często wiązano, bowiem z magią. A ich sprawcy płonęli na stosach i stawali przed trybunałami inkwizycyjnymi.

"Czarna śmierć"

         Już od pradawnych dziejów epidemia dżumy obok głodu i wojny należała do najstraszliwszych zjawisk. Panika i kopanie grobów wpędzały Szwajcarów w strach. „Wielka Fala" miała w Europie miejsce w latach 1347-1350, zaś ostatnia epidemia w wybuchła w Marsylii w 1720/21 r. Pytania o przyczynę śmieci milionów kobiet, dzieci i mężczyzn nie dawały spokoju „wielkim tego świata". Również w obliczu tej klęski bezradna pozostawała ówczesna medycyna, teologia rząd.

         Wielu ówczesnych meteorologów szukając przyczyn epidemii wysuwało przypuszczenia dotyczące komet zrzucających na Ziemię meteory. Jako jedno z większych zagrożeń dla naszej planety podawano najczęściej Koniunkcję Jupitera i Marsa lub Saturna i Jupitera. Uważnie przyglądano się również naturze i gdy tylko zauważono jakąś plagę owadów, np. much, (jaka pojawiła się w 1613 r. Bern) lub, co gorsza gadów, natychmiast podnoszono alarm i szukano winnego tego zjawiska. Niemniej jednak w 1894 r. Szwajcar Alexandre Yersin doszedł do wniosku, że epidemia ta przenoszona jest metodą „infekcji kropelkowej" tak, więc winę za jej rozprzestrzenianie się ponoszą bakterię, a nie ludzie. W przypadku tzw. „dżumy guzowej" bakterie wydostawały się z ran otwartych zmarłej osoby. Na skutek tego typu epidemii mogło w okolicy umrzeć w przeciągu 3 — 5 dni: 20-75% mieszkańców. Nie jest również tajemnicą, że w tamtych czasach istniały istne plagi szczurów. Nie trzeba, zatem wiele logiki, by stwierdzić, że również one były odpowiedzialne za przenoszenie „zarazy dżumy". Problem dżumy pojawił się już w wiekach antycznych, o czym możemy czytać w pismach grecko-rzymskiego lekarza Galena (129-199). W ówczesnym świecie krążyły jednak teorie, że choroba ta zostaje przenoszona przez wiatr. Jej następstwami była najczęściej gorączka. W 1348 r. na Uniwersytecie paryskim teorie te zostały ponownie poddane przemyśleniom. Wówczas to dodano do nich kolejne źródła epidemii: „powietrze napływające z ciepłego i wilgotnego Jupitera ", oraz "opary i dymy wydostające się z wnętrza Ziemii". Paryscy lekarze byli głęboko przekonani, że za rozwój epidemii odpowiedzialne są wiatry monsunowe wiejące z Indii. Niektórzy nawet twierdzili, że przyczyn dżumy należy upatrywać w Słońcu, które zabija ryby w wodzie. Te zaś ulegając rozkładowi naturalnemu wydzielają truciznę będącą składnikiem dżumy.

         W 1599 r. astronom Johannes Kepler popiera te tezy pisząc do swojej córki, że rozmaite konstelacje mają wpływ na wydzielanie się oparów ziemskich niszczących życie. W 1439 r. dżuma nawiedziła również Basel, w której odbywał się Sobór Powszechny. Naoczny świadek tych wydarzeń, Aeneas S. Piccolomini, tak przedstawiał tę sytuację: "Dżuma przedostała się tutaj początkowo od „obcych", następnie rozpowszechniła się poprzez biedotę miejską na bogatych, a w końcu na duchowieństwo soborowe (...) Niebo było zatrute przynosząc „zatruty" rok, codziennie, zatem epidemia trzymała „w garści" wiele istnień ludzkich, lub też chorych ciał (...) Było strasznie widzieć, co godzinę przemierzające kolumny tragarzy zwłok. Wszystkie ulice były, zatem miejscem „ostatniego namaszczenia" lub sprawowania Eucharystii. Żaden dom w mieście nie pozostał bez żałoby i żalu. Nigdzie nie było słychać śmiechu". Rada miejska Lozanny zarządziła w latach 1613 i 1628 palenie sosny w celu odkażenia powietrza. Zmarłych natomiast wynoszono po za granice miasta. Pomieszczenia po zmarłych starannie dezynfekowano zapachem kadzidła i mirry. Dżuma zabijając ludzi, zabijała również handel miejski. A zatem szukano odpowiedzialnych za upadek gospodarki szwajcarskiej.

Prześladowania „zatruwających źródła"

         W 1348/49 r. postawiono po raz pierwszy przed sądem Żydów pod zarzutem zatruwania źródeł miejskich. Bardzo często czyn ten wiązano z epidemią dżumy. Mawiano, bowiem że zarazki, jakie są w wodzie również potęgują jej rozprzestrzenianie się. Celem tego działania jak mawiał ówczesny sąd było wytrucie chrześcijaństwa, za które mogli być odpowiedzialni — zdaniem biegłych — jedynie Żydzi. Nienawiść w stosunku do Żydów, jaka pojawiła się od czasów pierwszej krucjaty krzyżowej doprowadziła w czasach Średniowiecza do istnej „nagonki antyżydowskiej". Pogromy Żydów rozpoczęły się we francuskim Toulon (13/14 kwiecień 1348) i przedostały się do Dauphiné (lato 1348). Stąd dotarły do szwajcarskiego Chillon (wrzesień/październik 1348) należącego do kantonu Vaud, Berna, Zurichu, Basel (9 styczeń 1349), francuskiego Strassburga (14 luty1349) i wielu innych miejsc. Ta „katastrofa umysłów społecznych" miała na celu nie tyle znalezienie za wszelką cenę odpowiedzialnych za rozprzestrzenianie się epidemii dżumy, ile prostego „kozła ofiarnego".

       Zarówno na terenie Genewy jak i Vaud najpierw rozprawiono się z żebractwem i biedotą miejską, nim zabrano się za Żydów. Miało to miejsce w latach: 1530, 1545, 1568/69 i 1571. W 1530 r. postawiono przed sądem genewskim fryzjerkę szpitalną, którą oskarżono o rozprowadzenie dżumy na terenie zakładu pracy. Z kolei francuski lekarz, Jaques Aubert opisuje, że w 1572 r. na terenie Vaud pochwycono człowieka, który przy pomocy „szatańskiej maści" ze zwłok rozprzestrzeniał dżumę na tamtejszym terenie. Nie jest również tajemnicą, że właśnie w Vaud najczęściej powracano do tematu epidemii, jako motywu wszelkich nieszczęść.