BIAŁY KOSZMAR

OPOWIEŚĆ  Z  DRESZCZYKIEM

Get Adobe Flash player

CZAS  NIE  CZEKA  NA  NIKOGO





WRZESIEŃ


Przyjazd do Klasztoru


      Koniec sierpnia. Rodzinka odprowadza mnie do klasztoru. Ojciec taszczył torby na ostatnie piętro, gdzie znajdowały się pokoje internatu. Siostra Leokadia – moja wychowawczyni – pokazała mój pokój i tam ojciec zostawił moje torby. Po czym siostra kazała przygotować własną pościel, którą na tę okazję kupiliśmy na dużym targu w mieście wojewódzkim. W pokoju znajdowały się cztery łóżka, ale oprócz mnie, nie było więcej nikogo. Rodzice poszli jeszcze na rozmowę z dyrektorką siostrą Stellą, a potem z moją wychowawczynią. Następnie wrócili do mojego pokoju by się pożegnać. Podczas najgorszej „ceremonii” zwanej pożegnalną, powstrzymywałam się, by nie wybuchnąć histerycznym spazmatycznym szlochem. Gdy zostałam sama nastąpiła erupcja nie wyobrażalnego histerycznego płaczu. Oparłam czoło o szafę i ryczałam jak zwierzę odzierane na żywca ze skóry. Moje szlochanie usłyszała Dagmara, która nagle wyleciała z mojego pokoju, by po chwili wrócić ze swoimi „manelami” żeby oznajmić mi:

  - Nie będziesz tu sama – odparła wypakowując, a właściwie wysypując swoje rzeczy z torby na łóżko.

  - A dlaczego? – zapytałam.

  - Bo tak chcę i już! – odpowiedziała wzruszając ramionami.

  - A co na to siostry powiedzą? – spytałam.

  - Zostaw to mi, jakoś to załatwię. Zresztą w tamtym pokoju – wskazała na drzwi - też byłabym sama, więc widzisz… Teraz masz mnie…

      Dagmara pochodziła z ukraińsko-polskiej rodziny. Jej matka nadużywała alkoholu, czyli po prostu była pijaczką. Okres dzieciństwa, był dla niej jednym wielkim koszmarem. Dlatego przebywająca w Polsce jej ciotka, zlitowała się nad Dagmarą i zaproponowała jej pobyt, opiekę i naukę w Polsce, znając warunki życia jej i matki na Ukrainie. A zwłaszcza to, że Dagmara repetowała już dwa razy IV klasę podstawówki i raczej z powodu alkoholizmu matki, nie miała perspektyw na dalszą pozytywną edukację. Po za tym wpadła w złe towarzystwo i prędzej czy później, skończyłaby w najlepszy przypadku, w poprawczaku. Przebywała w Polsce nielegalnie, bo wiza skończyła się dawno temu. Ciotka posłała ją do tego klasztoru, między innymi, dlatego żeby władze nie wróciły ją na Ukrainę. Zakonnice skrzętnie tę sytuację wykorzystywały, szantażując ją wydaleniem z Polski częstokroć, jak coś robiła nie po ich myśli. 

     Po pewnym czasie zrozumiałam, dlaczego w pierwszym dniu, od razu Dagmara, bez oporów, chciała się zemną skumplować. Przecież w moim rodzinnym mieście – w szkole – nikt nie chciał  zemną rozmawiać, a co dopiero kolegować. Dagmara, gdy mnie ujrzała po raz pierwszy, od razu poczuła, że coś do mnie czuje. No właśnie, co to było?

     Zakonnice miały jakieś zebranie, które się przeciągało, więc Dagmara złapała mnie za rękę i pociągając lekko poderwała mnie z łóżka mówiąc:

- Choć przejdziemy się po pokojach poznać inne dziewczyny.

- Daj mi spokój – szarpnęłam rękę i opadłam z powrotem na łóżko.

- No weź nie świruj – odparła Dagmara, po czym od niechcenia przekonywała mnie.

- Rodziców już nie ma i pogódź się z tym! Musisz się wziąć w garść. Zaczynasz nowy etap w życiu. Jak się tak będziesz zamartwiać to serce ci pęknie? Wstawaj, ruszaj tę swoją żopinkę… - znowu złapała mnie za rękę i gwałtownie szarpnęła, tak że w momencie stałam na nogach.

- No dobra chodźmy – powiedziałam niemalże szeptem, ocierając załzawione oczy i nos w chusteczkę higieniczną.

     Z pokoju obok dochodziły głośne śmiechy i rozmowy. Więc tam Dagmara nas poprowadziła. Ale gdy weszłyśmy do środka, nagle trzy dziewczyny zamilkły. Ta najwyższa (Ola) zmierzyła nas wzrokiem, i zatrzymując wzrok na mnie, zobaczyłam jak na jej twarzy wzmaga się grymas i wzdęte jak balon policzki, które po sekundzie wypuszczają powietrze. W duchu sobie pomyślała, – co za dziwadło? Dagmara rzuciła szybkie spojrzeniem po dziewczynach i miłym głosem rzuciła od niechcenia:

- Cześć dziewczyny… my mieszkamy obok. To jest Ewa, a ja jestem Dagmara.

- Część – odpowiedziała pierwsza z brzegu dziewczyna ( Lidia) – ja mam na imię Lidia, a to – wskazała na dziewczynę siedząca na łóżku pod oknem – Bożena, a to Ola – wskazała na nadętego bufona, po czym dodała - i jak pierwsze wrażenia?

- Mi się podoba – odparła Dagmara, raczej bez przekonania.

- A byłyście już w łazience? – spytała Lidia – albo chodźmy do kaplicy…

- Jeszcze zbrzydnie ci się kaplica, jak ją będziesz odwiedzać trzy, albo cztery razy dziennie – wycedziła z szyderczym uśmieszkiem na twarzy Ola.

- To, co, ja lubię chodzić do kościoła i się modlić – odparła Lidia – bardzo kocham Jezusa…

- Taaaa… trele, morele… - zaśmiała się Ola, po czym dodała – ja tu jestem, bo muszę i nie dziwne mi są kaplice… Ach, idę do ubikacji… - wstała i szybkim krokiem ruszyła do drzwi.

- Idę z tobą – ruszyła za nią Bożena i razem wyszły z pokoju.

- Dobra to my – spojrzała na mnie Dagmara – idziemy poznać resztę dziewczyn.

     Reszta dziewczyn w niczym nie odbiegała intelektualnie od poznanych wcześniej trzech dziewczyn. Nie były to wszystkie, bo część jeszcze nie dojechała. Po za tym w klasach miało uczyć się po kilka dziewczyn, czyli przeciętnie od 10-ciu do 15-tu osób. W mojej klasie miało być nas 12-cie dziewczyn, cztery z internatu, reszta była dziewczyn dochodzących. Czyli myślałam, że będą przychodzić na ósmą, ale że to szkoła katolicka, musiały przyjść na siódmą, na mszę, a po mszy miały dopiero rozpoczynać się zajęcia. 

      Poszłyśmy, z Dagmarą jeszcze na parter, sprawdzić, czy nie ma w kuchni czegoś, może jeszcze do zjedzenia, bo Dagmara ciągle powtarzała, że ją ssie w żołądku, bo jest głodna. Ja nie byłam głodna, bo w brzuchu paliło mnie i miałam skurcze ze stresu, ale chciałam dotrzymać towarzystwa Dagmarze. Gdy zeszłysmy na dół, czyli parter, to okazało sie, że Refektarz niestety był zamknięty. Aż nagle, gdy już chciałyśmy wracać, z drugiego końca korytarza jakaś, opatulona baba wrzasnęła na całe gardło:

- Dziewczyny! Co wy tu robicie? Wychowawczyni nie poinformowała was, że nie wolno, bez zezwolenia opuszczać waszych pokojów!? Nie czytałyście regulaminu? – i podchodząc szybkim krokiem dodała – już was tu nie ma. Wracajcie na internat już!

      Dagmara na odgłos: "dziewczyny", aż podskoczyła  i wydała z siebie odruchowo cichy pisk, wystraszona nagłym wrzaskiem, który nosił się w starych murach przerażającym akustycznie dźwiekiem. Spojrzałyśmy po sobie. Dagmara chciała coś powiedzieć, ale zobaczyła jak podnoszę brwi i szeroko otwieram oczy a potem marszczę brwi, co mogło sugerować jej, by nic nie mówiła. Więc złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę schodów prowadzących na piętro. I właściwie biegnąc po schodach, znalazłyśmy się szybko na piętrze internatu. A tu wrzaski, krzyki i jakieś poruszenie. Siostra Leokadia wypadła z pokoju dziewczyn, sąsiadającego z naszym, trzymając i szarpiąc za włosy Olę wrzeszczała na całe gardło - teraz jesteś tu, więc będziesz robić to, co ci karzę zrobić – szarpiąc Olę, bo ta trzymała jej dłoń we włosach i ciągnęła za nie wlokąc ją dalej w naszą stronę dodała – rodzice dali nam pełną swobodę, aby was wychować w duchu Chrystusa…

Na chwilę zwolniłyśmy z Dagmarą i na ten moment, zobaczyłam w jej oczach przerażenie. Po czym przyspieszyłyśmy, by jak najszybciej znaleźć się w pokoju. Aż nagle, w momencie mijania wściekłej zakonnicy, ta wrzasnęła w naszą stronę:

- Jak skończę z tą ladacznicą to wstąpię do was, sprawdzić, dlaczego jeszcze nie przygotowałyście pościeli i czy sprzątnęłyście ten wasz syf w izbie!?